wtorek, 23 lipca 2013

Ci z zamkniętych osiedli są "lepsi"

Będąc ostatnio na zamkniętym osiedlu zauważyłem tam karteczkę "psy wyprowadzać poza teren osiedla". Rozejrzałem się po osiedlu - trawa. W terenie miejskim psy i tak wyprowadzamy na smyczy, więc nie ryzykujemy staranowania przez pupili nielicznych rabatek. O co więc chodzi z tym wyprowadzaniem psów poza teren osiedla (a zatem na teren osiedli otwartych, bez ogrodzonego przyległego terenu)?

Zapytałem mieszkającą tam osobę (nie posiadającą psa) i dowiedziałem się, że chodzi o to, że sąsiedzi nie życzą sobie, by posiadacze zwierząt zanieczyszczali ich teren. Odparłem, że przecież po psie i tak się sprząta, ale usłyszałem, że "to i tak wypala trawę". A więc na zamkniętym osiedlu panuje oficjalna zgoda, by właściciele psów wypalali trawę tym, którzy mieszkają poza tymi osiedlami. Ich nie trzeba pytać, czy życzą sobie, by właściciele psów z zamkniętych osiedli zanieczyszczali ich trawniki. 

Czyż to nie urocze? Wszystkie budynki mają "swoje trawniki", ale ludzie mieszkający w budynkach nieogrodzonych wyprowadzają psy przed dom, gdzie psy "wypalają swoją trawę" a ci z zamkniętych osiedli u siebie nie brudzą, za to poza osiedlem nie widzą problemu. Mnie to kojarzy się z wylewaniem zawartości nocników przez okno. W świetle wchodzącej ustawy śmieciowej i zachowania ludzi, spodziewam się wylatujących przez okno worków ze śmieciami. Z dala od swojego lokum, najlepiej na ulicę, bo to przecież terytorium niczyje.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Komunikacja Miejska

Zastanawiam się ostatnio kto z władzy stolicy, na co i jak mocno upadł, że ubzdurał sobie, że najlepszym dla stolicy europejskiego kraju rozwiązaniem będzie podniesienie cen biletów przy jednoczesnym zlikwidowaniu części linii? Kto wpadł na to, by sparaliżować miasto komunikacyjnie? Czyim pomysłem jest likwidacja części połączeń, które dzień w dzień ledwo dawały sobie radę z natłokiem pasażerów? Czy chodzi o to samo co ze śmieciami - ludzie śmiecą, więc postawimy śmietniki, więc ludzie przestaną śmiecić, więc można zlikwidować śmietniki? Nie będzie tłoku w autobusach jeśli zlikwidujemy zatłoczone linie? A może uznano, że Warszawa ma już tak rozbudowaną sieć metra, że obsłuży ono cały ruch? Wydaje mi się, że w innych miastach Europy sieć metra bywa lepiej rozbudowana, a o zmniejszeniu liczby autobusów nikt nie myśli. Z kogo do cholery ci spryciarze z rządu biorą przykład?

Nie tak dawno przeprowadzono kampanię, by zmniejszyć ruch samochodowy na ulicach, zainwestowano w system Park'n'Ride, w możliwość podjechania rowerem do autobusu, tramwaju czy metra. Jak ludzie mają przestawić się na komunikację miejską, skoro likwiduje się autobusy? W jaki sposób zachęcamy kierowców do jazdy komunikacją miejską, skoro zmniejszamy ilość pojazdów, paraliżując wszystkie trasy? Dlaczego w końcu podnosimy ceny biletów, skoro sprawiamy, że jazda komunikacją miejską przestaje mieć jakikolwiek sens? Nie było w Warszawie połączeń dublujących się, więc ten argument nie może być wytłumaczeniem. Jeśli ktoś by przejechać pięć kilometrów musi dwa razy się przesiadać, wybierze samochód i wrócimy do punktu wyjścia! Aby rozwiązać problem zbyt dużego ruchu w Warszawie, komunikacja miejska musi być tania, sprawna, wygodna i ogólnie dostępna, a w tej chwili żadna z tych rzeczy nie jest spełniona.

Jestem przekonany o tym, że Warszawę, jako jeden z najbogatszych regionów, stać na utrzymanie porządnej Komunikacji Miejskiej. Pozostaje więc zastanowić się, czy to zarząd miasta kradnie te pieniądze, czy też inwestuje je w jakieś inne regiony, które nie są w stanie się utrzymać, zaniedbując sprawy stolicy i wracając do systemu rządów centralnych. Drodzy Państwo - Mieszkańcy Stolicy nie mają płacić najwięcej dlatego, że mają z czego, ale dlatego że najwięcej korzystają z wszelkiego rodzaju udogodnień. Może skończmy w końcu z polityką Robin Hooda, że jak masz, bo jesteś przedsiębiorczy, bo umiesz zarobić, to masz oddać tym co nie mają, czyli tym, którzy wydają więcej niż są w stanie zarobić, a zacznijmy oszczędzać tam, gdzie panują takie niedostatki. 

I pozwólmy w końcu ludziom płacić podatki tam, gdzie zamieszkują, bez względu na to gdzie są zameldowani, skoro statystyki są takie, że coraz więcej młodych (a więc pracujących i płacących podatki) ludzi mieszka w mieszkaniach wynajmowanych.