sobota, 16 listopada 2013

Ile jeszcze można zabrać obywatelom?

Nie jest żadną tajemnicą, że w naszym kraju, obowiązkowe opłaty wciąż rosną. Rząd cały czas pracuje wyłącznie nad tym, w jaki sposób sięgnąć głębiej do kieszeni obywateli ustalając coraz to nowe podatki, podwyższając obowiązkowe opłaty, które trafiają do budżetu, a dosłownie nic się nie zmienia na lepsze. Pieniądze trafiają jak w czarną dziurę, podczas gdy poprawę widać jedynie w postaci coraz wyższych premii w sektorze państwowym, który poza sobie ich przyznawaniem nie robi nic. Wydawać by się mogło, że wyższe opłaty przyczynią się do tego, że zauważymy poprawę w miejscu, do którego te pieniądze trafią, a obserwujemy jedynie, że politycy balują za pieniądze podatników, podróżują, kupują nowe gadżety, mające rzekomo służyć do poprawy funkcjonowania aparatu władzy, a nam mydlą oczy sprawami, z których nic nie wynika, takimi jak wzrost gospodarczy, który widoczny jest jedynie na papierze, bo dług publiczny, mimo nieustannego wzrostu opłat, wcale nie maleje. Skoro tak, to chyba nietrudno zgadnąć gdzie te nasze pieniądze trafiają.
Zastanawiałem się, gdzie jest granica i doszedłem do wniosku, że rząd podnosząc opłaty sprawdza, czy społeczeństwo jeszcze da radę utrzymać się z tych ochłapów, które mu się zostawi. A skoro tak, to można zabrać coś więcej i znów zaczekać, czy ludzie przeżyją. Granicą tego będzie rozdanie wszystkim kuponów na najbardziej potrzebne do życia artykuły, a zabranie wszystkich zarobionych pieniędzy. Czyżbyśmy w szybkim tempie zbliżali się do powrotu do systemu kartkowego, a ekskluzywne sklepy służyć będą jedynie tym, którzy zagarną nasze pieniądze, czyli panom, którzy już teraz kupują sobie za nie garnitury, samochody, i inne dobra, wszystko (łącznie z obiadkami dostarczanymi do miejsca pracy) wrzucając w koszta pełnionego urzędu?

środa, 6 listopada 2013

Uczucia Religijne

Przyszło Halloween i jak co roku skłoniło mnie do refleksji. Jak to możliwe, że ci sami ludzie, którzy co niedzielę chodzą do kościoła, którzy deklarują, że co rusz ktoś obraża ich uczucia religijne reklamą w telewizji, plakatem czy słowami napisanej piosenki, jednocześnie aprobują zbieranie cukierków w Halloween, jako niewinną zabawę. Przecież kościół się temu sprzeciwia, dlaczego więc to robią? Okazuje się, że większość tak zwanych "wierzących, praktykujących", uznających się za chrześcijan uważa, że może wybrać które zasady kościoła będzie respektować, a których nie, bo nie są ważne.

Religia, to forma "klubu", który ma własne prawa i wymaga ich szanowania od wszystkich swoich członków. To, że nikt w kościele nie potępia tych, którzy sobie folgują wynika ze specyfiki tego miejsca, jednak mając się za członka tego "klubu", należy przynajmniej próbować respektować jego przepisy. Zauważmy, że nikt nie wybiera sobie które z przepisów prawa karnego będzie respektował, a których nie, dlaczego więc chcąc przynależeć do społeczności chrześcijańskiej, nie mamy zamiaru nawet spróbować stosować się do jej przepisów?

Na koniec jeszcze kilka innych, często ignorowanych przepisów kościoła:

  • Wiara w horoskopy - potężna kategoria i wiele osób nie widzi nic zdrożnego w wierze w horoskopy i jednoczesnej religijności, choć kościół mówi wyraźnie jak jest. Większość uważa, że to mało ważne.
  • Przesądy - czarne koty przebiegające drogę, tłuczenie luster, przechodzenie pod drabiną - tego chrześcijanin nie powinien zauważać i odnosić do siebie. Jeśli w to wierzy - cóż...
  • Wróżby - żadne stawianie kart, żadne cyganki - tutaj też nie ma miejsca na dywagacje.
  • Wytykanie innym, że grzeszą - to nawet bardzo poważny grzech osoby wytykającej, a jakże często słyszany (na przykład w autobusie, gdy ktoś nie ustąpi miejsca staruszce, która z miejsca oznajmia, ze grzeszy i na odchodnym obrzuca go klątwą).
Należałoby się więc zdecydować, czy jest się, czy też nie jest chrześcijaninem, bo samo chodzenie do kościoła chrześcijanina nie czyni. Dobrym człowiekiem można być, nie uważając się za członka kościoła. Twierdzę nawet, że nie oszukiwanie się (i innych) w tej kwestii jest postawą dojrzałą i moralnie poprawną.