piątek, 30 sierpnia 2013

Internet schodzi na psy (oraz na kotki)

Sporo czytam, nie tylko treści znalezionych w internecie, ale i prawdziwej literatury. Zaskakuje mnie, że tak wiele osób wypowiadających się w internecie na tematy różnorodne, w tym i takie, które mają związek z szeroko rozumianą Kulturą, nie są w stanie sklecić poprawnie nawet jednego zdania. Kuleje interpunkcja, gramatyka a nawet (w dobie wszelkiego rodzaju autokorekt) ortografia! Co się dzieje? Czemu wtórny analfabetyzm zatacza tak szerokie kręgi? Przecież wystarczy odrobina dobrej woli, by trochę poczytać - prawdziwych pisarzy nie brakuje. Jeśli komuś zbyt daleko do księgarni, to nie ruszając się sprzed komputerowego ekranu może zakupić elektroniczne wersje książek, lub zaopatrzyć się w księgarni internetowej! Jeśli chcecie pisać, czytajcie tych, którzy pisać umieją (mowa o pisarzach. którzy słowem operują jak D'Artagnan szablą)! Jeśli nie macie czasu na czytanie, tym bardziej nie miejcie czasu na pisanie!

Zastanawiałem się, dlaczego kiedyś w internecie było więcej przydatnych treści niż teraz. Wniosek nasunął mi się sam - kiedyś ludzie wiedzę czerpali z życia, z książek, z doświadczeń własnych i cudzych, z rozmów i spotkań. Słowem - ze źródeł najróżniejszych. Teraz większość publikujących w internecie (i - o zgrozo - nie tylko oni) czerpie wiedzę z internetu. Nic dziwnego, że teksty stały się wtórne. Zrobiła się moda na uproszczenia, streszczenia, a więc teksty w internecie podawane są w coraz mniejszych i łatwiejszych do przełknięcia pigułkach. Mało kto już wzbogaca teksty własnymi przemyśleniami czy komentarzem, a co za tym idzie - mieli się ciągle to samo. Te same tematy, te same rozwiązania i takie same komentarze. Żeby znaleźć w internecie cokolwiek odkrywczego (chociaż w niewielkiej odkrywczości dawce) trzeba się sporo naszukać, a gwarancji sukcesu żadnej.

środa, 21 sierpnia 2013

Cywilna odpowiedzialność

Wiele mówi się o cywilnej odpowiedzialności, powinności, konieczności reagowania i znieczulicy, z którą trzeba walczyć. A ja uważam, że nie trzeba, a w każdym razie nie zawsze. Oczywiście w sytuacji, w której nic nam nie grozi, mamy wiedzę jak pomóc (warto nabyć wiedzę na temat pierwszej pomocy, by w sytuacjach jej wymagających potrafić pomóc), powinniśmy to zrobić. Jednak w sytuacji, w której nie czujemy się bezpiecznie, nie zawsze musimy reagować tak, jak nas do tego przekonują kampanie społeczne - chodzi mi konkretnie o reagowania w przypadku zaobserwowania bójki, agresywnego zachowania czy tym podobnych sytuacji. To co piszę może się wydawać kontrowersyjne, ale czasami po prostu nie warto ściągać na siebie niebezpieczeństwa - są odpowiednie służby do tego przeznaczone a mieszanie się w bójkę wcale nie jest dobrym pomysłem. Jeśli nadal masz wątpliwości, pomyśl o tym, czy pozwoliłbyś wmieszać się w taką sytuację swojemu dziecku czy partnerowi?

Inną sprawą jest to, że nie każdy wie, jak zachowałby się w przypadku realnego zagrożenia. Ja na przykład byłem pewien, że nie zareagowałbym, chociaż rzeczywistość pokazała, że jest inaczej. Mimo to, oceniając na chłodno nadal jestem pewien, że będąc w takiej sytuacji ponownie - nie zareagowałbym. Dlatego nie dziwię się ludziom, którzy nie reagują mimo tego, iż deklarują, że pomogliby w każdej sytuacji. Nikogo nie należy oceniać, gdy znajdzie się w sytuacji, na którą nie da się przygotować! Ważne jednak, żeby własne bezpieczeństwo zawsze stawiać na pierwszym miejscu, gdyż tylko dbając o siebie można pomóc innym.

Dlatego w przypadku sytuacji potencjalnie niebezpiecznej nie warto może udawać, że nic się nie widziało ( o ile nie jest się świadkiem porachunków mafijnych), ale nie warto też narażać swojego zdrowia i życia. Warto zawsze wezwać pomoc czy głośno poprosić o włączenie się do akcji innych osób (najlepiej personalnie każdego z osobna), a dopiero wtedy pomóc poszkodowanemu, w miarę swoich umiejętności.

Najgorsze co można zrobić to nie zmierzyć sił na zamiary i działać pod wpływem sztucznej presji, że koniecznie trzeba pomagać, za wszelką cenę. Jeśli jednak mamy potrzebę niesienia pomocy, zadbajmy wcześniej o to, by być na to przygotowanym - to zawsze można i należy zrobić. Prosty kurs pierwszej pomocy, znajomość numerów alarmowych, posiadanie zawsze przy sobie środków opatrunkowych to podstawy, które mogą sprawić, że będziemy potrafili nieść realną pomoc, a nie jedynie usprawiedliwić sumienie.

A kampanie społeczne, zamiast wywoływać poczucie winy, mogłyby uczyć jak postępować podczas udzielania pierwszej pomocy, czy jakie informacje należy podać dzwoniąc po karetkę. A prawo też można by zmodyfikować, bym nie musiał zastanawiać się, czy skopać dupę atakującemu na ulicy dziewczynę pijakowi i co mi grozi za przydzwonienie napastnikowi deską leżącą obok. Tak długo jak prawo chroni przestępców, lepiej nie reagować - może społeczna znieczulica zmusi rząd do zmodyfikowania przepisów prawa, zamiast przekonywania, że jak odpowiednio wiele osób krzyknie na napastnika, ten wystraszy się i sobie pójdzie.

piątek, 2 sierpnia 2013

Dożywotnia ochrona w dezodorancie

Widziałem jakiś czas temu reklamę dezodorantu "48-godzinna ochrona", a ostatnio nawet "Ochrona 72h". O co w tym chodzi? Bo jeśli o to, że spryskany dezodorantem mogę przez trzy doby nie myć się tylko ładnie pachnieć, to jest to co najmniej chore. Większość ludzi, których znam myje się przynajmniej raz na dobę. Domyślam się, że na tyle dokładnie, by wraz z brudem usunąć i dezodorant, który powinien tam być, żeby chronić. Mamy się nie myć wcale? 



Dla kogo przeznaczone są takie dezodoranty? Tak wielu podróżników do krajów, gdzie wody nie ma, a zatem i możliwości umycia się mamy w kraju, że opłaca się robić kierowane do nich reklamy i sprzedawać tego typu produkty w każdym sklepie? A może to produkt dedykowany dla sportowców, którzy lubią biegać przez kilka dni non stop? Taki długi bieg - kilka maratonów pod rząd, bez przerwy na prysznic, a później od razu na randkę?

Zaczynam czekać na dezodoranty dające dożywotnią ochronę - psikasz się raz i resztę życia masz z głowy.

Zaznaczam, że do samego dezodorantu nic nie mam - używam i świetnie się spisuje - nie sprawdzałem jedynie, czy działa 72 godziny, gdyż myję się "nieco" częściej.