niedziela, 23 listopada 2014

Biali i Czarni oraz trochę o Homo

Spotkałem się ostatnio z przejawami rasizmu, a także z czymś, co rasizmem nie było, ale za rasizm zostało uznane i zacząłem się zastanawiać, gdzie jest ta ulotna granica i kto właściwie ją wyznacza. Poprawność polityczna (może jeszcze nie u nas, ale w Stanach na pewno) poszła bowiem nie w tą stronę co trzeba.

Podobno określenie "Czarny" jest obraźliwe. Nie wiem jak "Czarnoskóry", więc na ten temat nie będę się wypowiadał, natomiast jedyne poprawne określenie "Afroamerykanin" w Polsce się nie sprawdzi. Tu do niedawna poprawne było określenie "Murzyn" i dla mnie, od dzieciństwa, nie miało charakteru obraźliwego. Teraz już jednak nie wypada tak mówić, a ja nie bardzo wiem dlaczego. 

Tym bardziej zdziwiłem się, kiedy znajomi uznali, że określenie "Czarny" nie uchodzi. 
Dlaczego? - Zapytałem - Przecież nie ma niczego złego w określeniu "Biały". Jest to zwyczajne stwierdzenie faktu, a słowa "Biały" i "Czarny" mają dokładnie tą samą moc znaczeniową. Czemu więc słowo "Biały" ma być obojętne, a słowo "Czarny" ma być nacechowane negatywnie? Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy, że nie jest istotne samo słowo, ale osoba, do której je kierujemy. Z jakiegoś powodu żaden biały nie obrazi się na komentarz dotyczący jego koloru skóry, natomiast czarnoskórzy czasami potrafią odczytać to słowo jako negatywne. Co ciekawe, żaden z moich znajomych nie czuł negatywnego wydźwięku tego słowa, a jednak część z nich spotkała się z takim jego odbiorem wśród znajomych o ciemniejszym kolorze skóry. Okazuje się, że najczęściej to sami czarnoskórzy uważają, że w byciu "czarnym" jest coś złego, natomiast w byciu "białym" już nie, a więc słowo "biały" nie jest nacechowane negatywnie nawet w ich ustach.

W ten sposób słowa te upodabniają się do słów "dobry" i "zły". Nikt nie obrazi się za "dobrego człowieka", natomiast ze "złym człowiekiem" już tak łatwo nie będzie, pomimo tego, że znaczeniowo słowa "dobry" i "zły" mają taką samą moc. Różnica tkwi w ich przeciwstawnym znaczeniu. Jednak, w słowach "czarny" i "biały" znaczenia nie są przeciwstawnie wartościowo, zatem wydźwięk słów zależy wyłącznie od intencji. Warto by więc było zamiast wymyślać nowe słowa na określenie koloru skóry, które z czasem staną się równoważne, przywrócić pierwotne znaczenie słowom "czarny" czy "murzyn", bo w tych określeniach niczego złego nie ma. Ale to zrobić muszą sami zainteresowani, gdyż ja, nie czując negatywnego brzmienia nie mogę zmienić go w pozytywne.

Dla mnie osobiście, jeśli ktoś jest głupi, to tak samo może być "białym idiotą" jak i "czarnym idiotą" - wartość ta sama, tylko kolor skóry inny, ale to w żaden sposób nie warunkuje który jest większym kretynem. A żarty o murzynach, jeśli są dobre śmieszą mnie tak samo, jak te o blondynkach, Polaku, Rusku i Niemcu, Żydach, Polakach - złodziejach czy Papieżu. Dobry żart jest dobry, kiedy ma zabawną, zaskakującą pointę. Zadaniem żartu jest wyolbrzymienie jakiejś cechy, więc jeśli koniecznym jest, by bohater miał inny kolor skóry, pochodził z konkretnej części świata, albo należał do jakiejś grupy społecznej, to niech tak będzie! Żart ma być śmieszny! To jego jedyny obowiązek! Słyszałem oczywiście żarty, które były obraźliwe i nie śmieszne. Nie podobały mi się, bo uważam, że żart broni się, kiedy jest śmieszny - wtedy może nawet być obraźliwy. Natomiast jeśli jest obraźliwy i nie śmieszny, wtedy nie ma nic na swoje usprawiedliwienie i żart jest zły. Gorszy nawet od tego, który śmieszny nie jest, ale nikogo nie obraża.

Na koniec, jako że rozmowa ze znajomymi doszła do kwestii bycia dymnym ze swojego koloru skóry, co jeszcze potrafię w jakiś sposób zrozumieć, choć jest dla mnie trudne, zeszła na temat innych powodów do dumy, których pojąć nie potrafię, muszę o tym napisać, by wywód był kompletny. Przy okazji opisywana grupa, także jest przewrażliwiona na punkcie semantyki i trzeba uważać, jak ją nazwać, bo wiele nazw zyskało w ich uszach zabarwienie negatywne...

Jak można być dumny z tego, że się jest gejem? Nie tylko gejem, jak można być dumny z orientacji seksualnej w ogóle? Nóż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę "Jestem dumny, że jestem gejem". Nie dlatego, że mam coś przeciwko homoseksualistom (poza tym obnoszeniem się z homoseksualizmem, ale tak samo nie podoba mi się nadmierne, publiczne okazywanie uczuć pary heteroseksualnej). Nie jestem tylko pewien, czy ktoś, kto wypowiada te słowa, rozumie ich znaczenie. A kogoś, kto mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia, z góry skazuję na bycie idiotą. Czy bowiem są oni dumni z tego, że "wkładają penisa w tyłki innych mężczyzn"? A może "urodzili się hetero, ale potem długo nad sobą pracowali i teraz udało im się zostać homo"? Ja jestem hetero, ale nie uważam, że jest to powód do dumy. Nie jest to moje osiągnięcie, nie jest to też niczym, czym można by się chlubić. A jeśli ktoś dumny jest z tego, to zaiste - nie ma innych powodów do dumy (a właściwie "żadnych powodów do dumy").

Jestem Polakiem, ale z tego też dumny nie jestem. Cieszę się, że jestem Polakiem, chociaż nigdy nie byłem nikim innym, więc na dobrą sprawę nie wiem jak to jest. Natomiast dumny jestem z osiągnięć moich przodków. Nie jestem dumny z przynależności do klubu, w którym jestem z racji urodzenia, ale na dobrą sprawę nie robię nic, by do tej narodowej dumy dołączyć. Można być Polakiem dumnym z tego, że walczyło się o niepodległość, że nie zapisało się do partii, czy że krzewi się polską kulturę i tradycję. Jednak tylko z tego powodu, że posiada się polski paszport? Społeczeństwo dzisiaj nie jest zbyt ambitne, jeśli znajduje sobie takie powody do dumy jak obywatelstwo, kolor skóry czy orientacja seksualna. Chcecie być z czegoś dumni? To wyłączcie internet, ruszcie dupy i osiągnijcie coś, o czym później będziecie mogli z dumą opowiadać!

środa, 19 listopada 2014

eWUŚ - Konkluzja

System eWUŚ jak nie działał, tak nie działa, a jak nawet działa, to są w nim błędy i trzeba udowodnić, że się jest uprawnionym do leczenia (w kraju, gdzie ubezpieczenie jest obowiązkowe). Ale dowodem ubezpieczenia nie są już zaświadczenia odpowiednich instytucji, gdyż osoby pracujące w administracji placówek medycznych "nie są uprawnione do weryfikacji takich dokumentów", jak poinformowała mnie pani w recepcji. By być uprawnionym do usług medycznych pomimo braku wpisu w ewidencji eWUŚ trzeba napisać oświadczenie, że jest się uprawnionym. A później ewentualnie (gdyby oświadczenie było fałszywe) można spodziewać się organów ścigania. Kompletna bzdura - sposobem na obejście systemu jest własnoręcznie wypisane oświadczenie, a nie zaświadczenie urzędowe? Czyli każdy nadal może skorzystać z opieki zdrowotnej, dokładnie tak jak było wcześniej, i każdy kto z niej skorzysta bezprawnie, może spodziewać się konsekwencji, dokładnie tak jak wcześniej. Co się więc zmieniło?

Zastanawiałem się nad tym i znalazłem rozwiązanie. Skoro system nic obecnie nie daje, a pokazuje jednak kto jest UPRAWNIONY do leczenia, to może wykorzystajmy go, by zweryfikować kto z tych uprawnionych osób nie może z niej skorzystać?

Wiemy, że na wizytę u specjalisty (do której UPRAWNIENI widnieją w eWUŚ) czeka się teraz od pół roku wzwyż. Może więc rejestrując się do lekarza i dowiadując się, że wizyta odbędzie się za pół roku, taki pacjent mógłby oznajmić "Ok, ale jako że jestem do tej wizyty uprawniony już teraz, proszę przez czas do wizyty nie pobierać składki ubezpieczenia zdrowotnego - jestem uprawniony i muszę czekać, więc przez ten czas nie będę płacić". Czy to nie byłoby sprawiedliwe? 

A teraz prawdziwa BOMBA! Otóż jak wiemy wszystkie możliwe opcje polityczne obiecują skrócenie kolejek do lekarzy. Wczoraj dowiedziałem się, że nawet lecząc się u lekarza specjalisty, będąc chorym na przewlekłą chorobę, od nowego roku potrzebować będziemy skierowania, wydanego przez lekarza internistę. Zatem zamiast iść na wizytę kontrolną do Endokrynologa, do którego muszę chodzić już zawsze, teraz będzie mnie musiał na nią skierować lekarz internista. Nie wiem w jaki sposób skróci to kolejki do lekarzy... Brawo reformatorzy!

Przykład:
- Musi Pani kontrolować to znamię. Proszę przyjść za trzy miesiące. 
- Dobrze Panie Doktorze.
- Tylko niech Pani pamięta o skierowaniu od internisty!
- To internista musi mnie skierować?
- Tak.
- Ale co mam mu powiedzieć?
- Że ja kazałem Pani przyjść.
- To znaczy, że mam iść do internisty i powiedzieć, że Pan Doktor kazał mi przyjść do siebie na wizytę i na tej podstawie poprosić internistę o skierowanie do Pana Doktora?
- Zgadza się.
- Przecież to głupie. Co to daje?
- Nic. Przepisy...

Zatem polecam uzbroić się w cierpliwość i przygotować na jeszcze dłuższe kolejki do lekarzy...

Zobacz też: