środa, 31 grudnia 2014

Reklamy Świąteczne

W święta oglądałem (dla odmiany) trochę telewizji, toteż rzuciło mi się w oczy kilka reklam świątecznych, a wśród nich jedna, której autorzy chyba nie przemyśleli treści anonsu i hasła mu towarzyszącego.

Na myśli mam reklamę jednego z banków, w której widzimy dziecko, pytające tatę dlaczego Wujcio nosi w święta sweter od babci. Ojciec odpowiada, że babcia zapłaciła za kurs pilotażu (zdaje się) Wujcia i teraz Wujcio musi chodzić w sweterku, który podarowała mu ukochana osoba, a on (ojciec) nie musi tego robić, więc centralnie ma to gdzieś. Świąteczny nastrój jak w pysk strzelił. Do tego rozbrajające hasło na koniec reklamy: "Liczą się Ludzie". Zaiste Paradne.

Ale ta reklama i tak nie jest w aż tak złym guście, jak reklama z pierdzącym i podpalającym swoje bąki pluszakiem, który podpala w ten sposób choinkę. Humor godny najbardziej wyrafinowanych umysłów, wypadałoby rzec.

A Wy jakie reklamy przyuważyliście w te święta?

niedziela, 23 listopada 2014

Biali i Czarni oraz trochę o Homo

Spotkałem się ostatnio z przejawami rasizmu, a także z czymś, co rasizmem nie było, ale za rasizm zostało uznane i zacząłem się zastanawiać, gdzie jest ta ulotna granica i kto właściwie ją wyznacza. Poprawność polityczna (może jeszcze nie u nas, ale w Stanach na pewno) poszła bowiem nie w tą stronę co trzeba.

Podobno określenie "Czarny" jest obraźliwe. Nie wiem jak "Czarnoskóry", więc na ten temat nie będę się wypowiadał, natomiast jedyne poprawne określenie "Afroamerykanin" w Polsce się nie sprawdzi. Tu do niedawna poprawne było określenie "Murzyn" i dla mnie, od dzieciństwa, nie miało charakteru obraźliwego. Teraz już jednak nie wypada tak mówić, a ja nie bardzo wiem dlaczego. 

Tym bardziej zdziwiłem się, kiedy znajomi uznali, że określenie "Czarny" nie uchodzi. 
Dlaczego? - Zapytałem - Przecież nie ma niczego złego w określeniu "Biały". Jest to zwyczajne stwierdzenie faktu, a słowa "Biały" i "Czarny" mają dokładnie tą samą moc znaczeniową. Czemu więc słowo "Biały" ma być obojętne, a słowo "Czarny" ma być nacechowane negatywnie? Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy, że nie jest istotne samo słowo, ale osoba, do której je kierujemy. Z jakiegoś powodu żaden biały nie obrazi się na komentarz dotyczący jego koloru skóry, natomiast czarnoskórzy czasami potrafią odczytać to słowo jako negatywne. Co ciekawe, żaden z moich znajomych nie czuł negatywnego wydźwięku tego słowa, a jednak część z nich spotkała się z takim jego odbiorem wśród znajomych o ciemniejszym kolorze skóry. Okazuje się, że najczęściej to sami czarnoskórzy uważają, że w byciu "czarnym" jest coś złego, natomiast w byciu "białym" już nie, a więc słowo "biały" nie jest nacechowane negatywnie nawet w ich ustach.

W ten sposób słowa te upodabniają się do słów "dobry" i "zły". Nikt nie obrazi się za "dobrego człowieka", natomiast ze "złym człowiekiem" już tak łatwo nie będzie, pomimo tego, że znaczeniowo słowa "dobry" i "zły" mają taką samą moc. Różnica tkwi w ich przeciwstawnym znaczeniu. Jednak, w słowach "czarny" i "biały" znaczenia nie są przeciwstawnie wartościowo, zatem wydźwięk słów zależy wyłącznie od intencji. Warto by więc było zamiast wymyślać nowe słowa na określenie koloru skóry, które z czasem staną się równoważne, przywrócić pierwotne znaczenie słowom "czarny" czy "murzyn", bo w tych określeniach niczego złego nie ma. Ale to zrobić muszą sami zainteresowani, gdyż ja, nie czując negatywnego brzmienia nie mogę zmienić go w pozytywne.

Dla mnie osobiście, jeśli ktoś jest głupi, to tak samo może być "białym idiotą" jak i "czarnym idiotą" - wartość ta sama, tylko kolor skóry inny, ale to w żaden sposób nie warunkuje który jest większym kretynem. A żarty o murzynach, jeśli są dobre śmieszą mnie tak samo, jak te o blondynkach, Polaku, Rusku i Niemcu, Żydach, Polakach - złodziejach czy Papieżu. Dobry żart jest dobry, kiedy ma zabawną, zaskakującą pointę. Zadaniem żartu jest wyolbrzymienie jakiejś cechy, więc jeśli koniecznym jest, by bohater miał inny kolor skóry, pochodził z konkretnej części świata, albo należał do jakiejś grupy społecznej, to niech tak będzie! Żart ma być śmieszny! To jego jedyny obowiązek! Słyszałem oczywiście żarty, które były obraźliwe i nie śmieszne. Nie podobały mi się, bo uważam, że żart broni się, kiedy jest śmieszny - wtedy może nawet być obraźliwy. Natomiast jeśli jest obraźliwy i nie śmieszny, wtedy nie ma nic na swoje usprawiedliwienie i żart jest zły. Gorszy nawet od tego, który śmieszny nie jest, ale nikogo nie obraża.

Na koniec, jako że rozmowa ze znajomymi doszła do kwestii bycia dymnym ze swojego koloru skóry, co jeszcze potrafię w jakiś sposób zrozumieć, choć jest dla mnie trudne, zeszła na temat innych powodów do dumy, których pojąć nie potrafię, muszę o tym napisać, by wywód był kompletny. Przy okazji opisywana grupa, także jest przewrażliwiona na punkcie semantyki i trzeba uważać, jak ją nazwać, bo wiele nazw zyskało w ich uszach zabarwienie negatywne...

Jak można być dumny z tego, że się jest gejem? Nie tylko gejem, jak można być dumny z orientacji seksualnej w ogóle? Nóż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę "Jestem dumny, że jestem gejem". Nie dlatego, że mam coś przeciwko homoseksualistom (poza tym obnoszeniem się z homoseksualizmem, ale tak samo nie podoba mi się nadmierne, publiczne okazywanie uczuć pary heteroseksualnej). Nie jestem tylko pewien, czy ktoś, kto wypowiada te słowa, rozumie ich znaczenie. A kogoś, kto mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia, z góry skazuję na bycie idiotą. Czy bowiem są oni dumni z tego, że "wkładają penisa w tyłki innych mężczyzn"? A może "urodzili się hetero, ale potem długo nad sobą pracowali i teraz udało im się zostać homo"? Ja jestem hetero, ale nie uważam, że jest to powód do dumy. Nie jest to moje osiągnięcie, nie jest to też niczym, czym można by się chlubić. A jeśli ktoś dumny jest z tego, to zaiste - nie ma innych powodów do dumy (a właściwie "żadnych powodów do dumy").

Jestem Polakiem, ale z tego też dumny nie jestem. Cieszę się, że jestem Polakiem, chociaż nigdy nie byłem nikim innym, więc na dobrą sprawę nie wiem jak to jest. Natomiast dumny jestem z osiągnięć moich przodków. Nie jestem dumny z przynależności do klubu, w którym jestem z racji urodzenia, ale na dobrą sprawę nie robię nic, by do tej narodowej dumy dołączyć. Można być Polakiem dumnym z tego, że walczyło się o niepodległość, że nie zapisało się do partii, czy że krzewi się polską kulturę i tradycję. Jednak tylko z tego powodu, że posiada się polski paszport? Społeczeństwo dzisiaj nie jest zbyt ambitne, jeśli znajduje sobie takie powody do dumy jak obywatelstwo, kolor skóry czy orientacja seksualna. Chcecie być z czegoś dumni? To wyłączcie internet, ruszcie dupy i osiągnijcie coś, o czym później będziecie mogli z dumą opowiadać!

środa, 19 listopada 2014

eWUŚ - Konkluzja

System eWUŚ jak nie działał, tak nie działa, a jak nawet działa, to są w nim błędy i trzeba udowodnić, że się jest uprawnionym do leczenia (w kraju, gdzie ubezpieczenie jest obowiązkowe). Ale dowodem ubezpieczenia nie są już zaświadczenia odpowiednich instytucji, gdyż osoby pracujące w administracji placówek medycznych "nie są uprawnione do weryfikacji takich dokumentów", jak poinformowała mnie pani w recepcji. By być uprawnionym do usług medycznych pomimo braku wpisu w ewidencji eWUŚ trzeba napisać oświadczenie, że jest się uprawnionym. A później ewentualnie (gdyby oświadczenie było fałszywe) można spodziewać się organów ścigania. Kompletna bzdura - sposobem na obejście systemu jest własnoręcznie wypisane oświadczenie, a nie zaświadczenie urzędowe? Czyli każdy nadal może skorzystać z opieki zdrowotnej, dokładnie tak jak było wcześniej, i każdy kto z niej skorzysta bezprawnie, może spodziewać się konsekwencji, dokładnie tak jak wcześniej. Co się więc zmieniło?

Zastanawiałem się nad tym i znalazłem rozwiązanie. Skoro system nic obecnie nie daje, a pokazuje jednak kto jest UPRAWNIONY do leczenia, to może wykorzystajmy go, by zweryfikować kto z tych uprawnionych osób nie może z niej skorzystać?

Wiemy, że na wizytę u specjalisty (do której UPRAWNIENI widnieją w eWUŚ) czeka się teraz od pół roku wzwyż. Może więc rejestrując się do lekarza i dowiadując się, że wizyta odbędzie się za pół roku, taki pacjent mógłby oznajmić "Ok, ale jako że jestem do tej wizyty uprawniony już teraz, proszę przez czas do wizyty nie pobierać składki ubezpieczenia zdrowotnego - jestem uprawniony i muszę czekać, więc przez ten czas nie będę płacić". Czy to nie byłoby sprawiedliwe? 

A teraz prawdziwa BOMBA! Otóż jak wiemy wszystkie możliwe opcje polityczne obiecują skrócenie kolejek do lekarzy. Wczoraj dowiedziałem się, że nawet lecząc się u lekarza specjalisty, będąc chorym na przewlekłą chorobę, od nowego roku potrzebować będziemy skierowania, wydanego przez lekarza internistę. Zatem zamiast iść na wizytę kontrolną do Endokrynologa, do którego muszę chodzić już zawsze, teraz będzie mnie musiał na nią skierować lekarz internista. Nie wiem w jaki sposób skróci to kolejki do lekarzy... Brawo reformatorzy!

Przykład:
- Musi Pani kontrolować to znamię. Proszę przyjść za trzy miesiące. 
- Dobrze Panie Doktorze.
- Tylko niech Pani pamięta o skierowaniu od internisty!
- To internista musi mnie skierować?
- Tak.
- Ale co mam mu powiedzieć?
- Że ja kazałem Pani przyjść.
- To znaczy, że mam iść do internisty i powiedzieć, że Pan Doktor kazał mi przyjść do siebie na wizytę i na tej podstawie poprosić internistę o skierowanie do Pana Doktora?
- Zgadza się.
- Przecież to głupie. Co to daje?
- Nic. Przepisy...

Zatem polecam uzbroić się w cierpliwość i przygotować na jeszcze dłuższe kolejki do lekarzy...

Zobacz też:

środa, 15 października 2014

Dmuchają, że aż liście lecą

Przyszła jesień. Skąd wiem, zapytacie, skoro pogoda piękna, temperatury letnie... aż chce się korzystać. Znakiem jesieni dla mnie jest banda idiotów (chyba dozorcy okolicznych budynków), którym ktoś rozdał zabawki w postaci dmuchaw do liści. Łażą z nimi tu i tam, dmuchając na liście, które spadają z drzew nieustannie (sorry - taki mamy klimat). A skoro spadają nieustannie, to dmuchawowcy nieustannie je zdmuchują - nawet kilka razy dziennie, hałasując przy tym - a jakże - na całe osiedle.

Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że taka dmuchawa akurat do tego celu używana, nie ma racji bytu. Liście zdmuchiwane są chaotycznie, więc każde dmuchnięcie powoduje konieczność kolejnego dmuchnięcia. Mokre liście lepią się do chodników, więc więcej liści przedmuchiwanych jest z trawnika na trawnik niż zdmuchiwanych z chodników. Na domiar złego, dmuchawowcy potrafią iść, zdmuchując pojedyncze sztuki... już łatwiej byłoby się schylić i podnieść.

Co ciekawe, kilku dozorców (w tym ci z mojego bloku) używają w celu pozbycia się liści mioteł i grabi. Jak zaobserwowałem - metoda jest cichsza, szybsza i o wiele skuteczniejsza. Problem zapewne w tym, że nie tak zabawna, a jak wiadomo w pracy trzeba się bawić, bo "nie płacą aż tyle, żebym się miał męczyć".

wtorek, 12 sierpnia 2014

Stratni na eWUŚ

Jak wiadomo system eWUŚ (Elektroniczna Weryfikacja Uprawnień Świadczeniobiorców) kosztował podatników (bo przecież nie rząd) okrągłe 13 mln PLN. Wydawałoby się, że chodzi o to, by system weryfikował ubezpieczonych i nie zezwalał na leczenie tych, którzy wbrew przepisom ubezpieczyć się nie chcieli, co jest w naszym kraju dość trudne, a zatem ubezpieczeni są prawie wszyscy. 

System funkcjonuje już ponad 2 i pół roku, gromadząc dane na temat osób, które nie ubezpieczyły się, a skorzystały w tym czasie z jakiejś formy leczenia. Pierwsze co mnie zdziwiło to to, dlaczego znaleźli się tacy, którzy pomimo bycia nieubezpieczonymi, pomimo funkcjonowania systemu, przedarli się przez zasieki i dostali do lekarza. Jakim cudem, skoro system eWUŚ miał zapobiegać właśnie takim sytuacjom?

Dane mówią wszystko - system eWUŚ "wykrył", że ludzie nieuprawnieni naciągnęli NFZ na 1,2 mln PLN*(co stanowi niecałe 10% kosztu systemu). Nawet, gdyby wszystkie te pieniądze udało się odzyskać, to i tak nie pokryłoby kosztu wdrożenia systemu. Ale na odzyskanie ich szans nie ma, bo w większości przypadków brak jest podstawy prawnej, by próbować wyegzekwować zwrot kosztów. Na 700 000 wniosków, pieniądze udało się odzyskać tylko w 174* przypadkach (0,02%) a ich całkowita wartość to około 60 000 PLN. 

Rzeczywistość potwierdza teorię - kosztujący 13 000 000 PLN system odzyskał 60 000 PLN (mniej niż 0,5%). Taniej byłoby zwyczajnie uznać, że wszyscy Polacy mają prawo do ubezpieczenia i przeznaczyć te 13 milionów na leczenie nieubezpieczonych. Ale Polska to kraj kontroli i wolimy wydać górę złota, by wiedzieć kto nas okrada... a później mimo to dawać się okradać, ale już w pełnej świadomości.

* Dane za "Dziennikiem Gazetą Prawną", 9 lipca 2014

środa, 25 czerwca 2014

Prawo do broni

Miałem dalej pisać o Mundialu, ale uznałem, że napisałem już co chciałem napisać, nie jestem w stanie obejrzeć wszystkich meczy (bo są rozgrywane jednocześnie, jakby to miało zapobiec ewentualnym szwindlom), a wszyscy widzieli, że jedyna drużyna, jakiej Kamerun wbił bramkę, to reprezentacja Brazylii. Do tego wczorajszy mecz znów wygrał sędzia. Mówcie co chcecie, ale jeśli w meczu o wyjście z grupy sędzia w dziewięćdziesiątej trzeciej minucie dyktuje karnego dla drużyny, która właśnie tego wyjścia z grupy nie wywalczyła, to nie ma mowy o żadnej "pięknej walce". Tyle mojego.

Ostatnio jednak wiele mówi się o prawie do noszenia broni - co i rusz słyszę ożywione dyskusje różnych grup zwolenników i przeciwników. Niektóre argumenty są rzeczowe, niektóre wyssane z palca, a nawet wydaje mi się, że i z innej części ciała. Także mam kilka przemyśleń i także chciałbym się nimi podzielić. Zrobię to tutaj, gdyż w ten sposób przyswoją je tylko ci, którzy są ciekawi opinii innych, a nie pieniacze, którzy szukają powodu do kłótni.

Koronnym argumentem tak przeciwników jak i zwolenników wprowadzenia takiego prawa jest troska o bezpieczeństwo. Nie rozumiem, jakim cudem miałoby się zrobić bardziej niebezpiecznie, jeśli każdy będzie miał prawo do posiadania broni. Przecież w chwili obecnej, bandyci posiadają broń. Bandyta, to człowiek, który niejako z definicji nie przejmuje się tym, czy łamie prawo, a zatem jeśli będzie chciał posiadać, nosić i używać broni, to będzie to robił, niezależnie od tego, czy prawo mu na to zezwala, czy nie. Osobiście uważam, że po wprowadzeniu przepisów zezwalających na posiadanie broni palnej, jedynymi ludźmi, którzy broń nabędą będą uczciwi, praworządni ludzie, a ich się nie obawiam. 
Wiem, że osobiście zabicie innego człowieka nie byłoby dla mnie doświadczeniem przyjemnym i wcale bym do niego nie dążył. Mimo iż uważam ludzi dookoła mnie generalnie za głupszych od siebie, mogę zaufać im na tyle, by wiedzieć, że w tej kwestii nie różnimy się od siebie za bardzo - nie chcemy zabijać. Oczywiście zdarzają się w społeczeństwie jednostki, które mają ochotę zabić, ale te jednostki zamiar swój zrealizują tak czy inaczej - wciąż mają do dyspozycji noże, kastety, kije baseballowe, gazrurki czy chociażby samochody, które zabijają z takim samym skutkiem, a jednak są legalne. W najgorszym razie mogą kogoś utopić czy wyrzucić z okna - sposobów na zabicie człowieka jest wiele i broń palna nie jest wcale najpopularniejszym z nich.

Z resztą, ja wcale nie chcę posiadać broni. Chcę tylko, by zbir, który planuje mnie napaść wiedział, że mogę mieć broń i mam prawo użyć jej w obronie. To, że ma taką świadomość mi wystarczy, bo wierzę, że to skutecznie zniechęci go do zaczepki. Natomiast jeśli polują na kogoś bezwzględni, gotowi na wszystko bandyci, którzy broni się nie ulękną, to w ostatecznym rozrachunku wprowadzenie prawa do posiadania broni i tak nic nie zmieni.

Na koniec jedna refleksja. Proszę sobie uświadomić, że ludzie, którzy zakazują nam prawo do posiadania broni, to ludzie, którzy jeżdżą opancerzonymi samochodami, a do dyspozycji mają armię uzbrojonych ochroniarzy. To właśnie ci ludzie wmawiają nam, że posiadanie broni nie daje bezpieczeństwa. Ja im jakoś nie wierzę...

Przeczytaj też:

poniedziałek, 23 czerwca 2014

MŚ 2014 Brazylia - druga runda rozgrywek grupowych

Powiedziałem "a", więc wypada powiedzieć "b"... a w zasadzie napisać. Moje wrażenia na temat meczów - ciąg dalszy.

Grupa A:
Brazylia Meksyk 0:0
Mecz ten uważam za porażkę obu reprezentacji. na imprezie tej rangi, w meczu faworytów grupy, żadna z drużyn nie błyszczy. Nikt nie strzela bramki. Jeśli Brazylia, organizator mistrzostw, jedyna drużyna, która gra u siebie uważa taki rezultat za sukces, to chyba nie mamy się czego spodziewać po tym zespole w dalszych fazach rozgrywki.

Kamerun Chorwacja 0:4
Tragiczna, całkowita dezorganizacja drużyny z Afryki. To, czego byliśmy świadkami nigdy nie powinno się wydarzyć - brak porozumienia, kłótnie w zespole i bezsilność selekcjonera doprowadziły do tego, że nienadzwyczajnie grająca Chorwacja inkasuje łatwe punkty. Przynajmniej na bramki mogliśmy popatrzeć, bo choć nienajpiękniejsze, to przynajmniej ich ilość nie zawiodła.

Grupa B:
Holandia Australia 3:2
Spodziewająca się łatwego zwycięstwa Holandia natknęła się na solidnego przeciwnika. Ładny, równy mecz, walka do samego końca i wspaniały mecz Cahila - jedna z ładniejszych bramek mistrzostw i jeden z ciekawszych meczy. Szybkie odpowiedzi na każdą bramkę (nawet na niestrzeloną przez Australijczyków w ostatniej fazie gry) stworzyły zacięte, wyrównane widowisko.

Hiszpania Chile 0:2
Pogrom Hiszpanów - część druga. Po przegranej z Holandią, Hiszpanie ulegają świetnie grającej drużynie z Chile. Tym samym Hiszpania, obrońca tytułu mistrza Świata, odpada już w fazie grupowej, co swietnie podsumowuje ich grę (jedyna strzelona do tej pory przez reprezentację Hiszpanii bramka, padła z rzutu karnego - zero bramek z gry).

Grupa C:
Kolumbia WKS 2:1
Mój osobisty zawód - reprezentacja Wybrzeża Kości Słoniowej zagrała kolejny słaby mecz, tym razem jednak potwierdzeniem ich gry był wynik. Widowiska, z resztą, nie zapewniła żadna z drużyn.

Grecja - Japonia 0:0
Jeśli w poprzednim meczu tej grupy zabrakło widowiska, to w tym zwyczajnie wiało nudą. Bezbramkowy remis i brak woli walki to wszystko co dało się zauważyć. Do tego ponad połowę meczu Grecja grała w osłabieniu, po tym jak Kostas otrzymał dwie żółte kartki, a reprezentacja z Azji nie była w stanie stworzyć zagrożenia pod bramką przeciwnika.

Grupa D:
Urugwaj Anglia 2:1
Urugwaj odnalazł waleczność i odrodził się po niespodziewanej porażce z reprezentacją Kostaryki. Zaciętość graczy z Południowej Ameryki sprawiła, że nawet pierwszy gol Rooneya na mistrzostwach Świata nie zapewnił Anglii punktów w fazie grupowej. Teraz z pewnością Anglicy kibicują Włochom, gdyż tylko ich zwycięstwo może dać im szansę na pozostanie w rozgrywkach.

Kostaryka Włochy 1:0
Patrząc na grę Włochów trudno uwierzyć, że to ten sam zespół, który niespełna tydzień wcześniej wygrał z reprezentacją Anglii. Powolni, zmęczeni i nie mający serca do gry. Reprezentacja Kostaryki, kontynuując swój rajd po punkty, jakby nie zdawała sobie sprawy, że trafiając do "grupy śmierci" wyznaczona była na przegranego przebija się na pierwsze miejsce w grupie, eliminując Anglię i zmuszając pozostałe drużyny do walki o wszystko w ostatnim meczu.

Grupa E:
Szwajcaria Francja 2:5
Mecz, który warto obejrzeć z uwagi na bramki. Emocji niewiele, ale fakt, że Francja strzela pięć goli (właściwie 6, ale ostatnia bramka pada po końcowym gwizdku i nie zostaje uznana przez arbitra, który w takim pośpiechu, w samym środku akcji, zakończył mecz) i strzela je pięciu zawodników. Do Szwajcarów należy ostatnie dziesięć minut, kiedy nawiązują walkę, strzelając dwie bramki. 

Ekwador Honduras 2:1
Kolejny mecz, w którym zdobywca pierwszej bramki przegrywa mecz, ale widowisko nie najgorsze. Mecz bardzo wyrównany, sporo sytuacji bramkowych, niebezpiecznych, budujących napięcie. Zaskakujące, że spotkanie akurat tych drużyn grupy E budziło takie emocje.

Grupa F:
Argentyna Iran 1:0
Pomimo wyniku można uznać ten mecz za porażkę Argentyny. No dobrze - porażkę nie, bo jednak skutecznie zrealizowała plan zdobycia kompletu punktów, jednak nieporozumieniem jest, że drużyna, typowana przez wielu na kandydata do tytułu ma takie problemy, żeby pokonać przeciętnie grający Iran i potrzebuje doliczonego czasu, by jeden z najlepszych piłkarzy świata strzelił gola reprezentacji Iranu.

Bośnia i Hercegowina Nigeria 0:1
Faktem jest, że Bośnia i Hercegowina grała, jakby ktoś podciął im skrzydła. Być może stało się tak przez decyzję sędziego, który po konsultacji z sędzią liniowym nie uznał bramki Bośnii Hercegowiny strzelonej na początku meczu. Obie drużyny pokazały niewiele, Nigeria była lepsza, ale to błąd sędziego zadecydował o zwycięzcy.

Grupa G:
Niemcy Ghana 2:2
Mecz ciekawy, o dość niespodziewanym przebiegu i szczególnie emocjonującej drugiej połowie, kiedy to padły wszystkie bramki. Na uznanie zasługuje Klose, który strzelając swoją piętnastą bramkę na mundialu, wyrównał tym samym rekord Ronaldo.

Portugalia USA 2:2
Bardzo emocjonujące spotkanie. Przede wszystkim Portugalia zrehabilitowała się po porażce z Niemcami, kiedy to próbowała każdą piłkę grać na Cristiano Ronaldo. Tym razem Portugalczyk nie był samolubny i popisywał się wspaniałymi podaniami. Amerykanie także poradzili sobie z trudnymi warunkami stadionu w Manaus. Pierwsza bramka zdobyta w piątej, a ostatnia w ostatniej minucie meczu zapewniły widowisko na najwyższym poziomie przez ponad półtorej godziny.

Grupa H:
Belgia Rosja 1:0
Niezwykle wyrównany mecz, w którym to jedna, to druga drużyna pokazywała się z lepszej strony. Właściwie każda z drużyn mogła wygrać, a gol strzelony na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu sprawił, że rezultat wskazał na Belgów. Czy słusznie? Trudno powiedzieć.

Algieria - Korea Płd 4:2
Algieria miała swój dzień - piękne strzały Algierczyków zapewniły im miejsce w historii jako pierwszej Afrykańskiej drużynie, która w mistrzostwach Świata strzeliła cztery gole w jednym meczu. Przyznać trzeba, że Algierczycy grali jak uskrzydleni i nie najgorzej przygotowana Korea nie miała żadnych szans, chociaż w drugiej połowie nawiązywała walkę, dostarczając kibicom ciekawego widowiska.

Podsumowując - zapowiada się kilka ciekawych meczy w ostatniej kolejce - Meksyk będzie próbował nie pozwolić Chorwacji na przepchnięcie się na drabince i wyjście z grupy, Wybrzeże Kości Słoniowej musi wygrać z Grecją, by być pewnym awansu, bez względu na wynik drugiego meczu, Urugwaj i Włochy walczą o życie, Niemcy i USA powalczą o prestiż, ale pamiętać należy, że remis daje obu drużynom wyjście z grupy (a trenerem amerykanów jest właśnie Niemiec, który wcześniej współpracował z selekcjonerem drużyny niemieckiej), a Rosja musi pokonać Algierię, by mieć szansę na awans.

Pewnymi awansu są:
Holandia, Chile, Kolumbia, Kostaryka, Argentyna i Belgia.

Pewni odpadnięcia:
Kamerun, Hiszpania, Australia, Anglia oraz Bośnia i Hercegowina 

środa, 18 czerwca 2014

MŚ 2014 Brazylia - pierwsza runda rozgrywek grupowych

Mistrzostwa Świata w Piłce nożnej to nie tylko wydarzenie sportowe, ale także kulturalne i polityczne. Poza szansą na zwycięstwo jest to także szansa na zaprezentowanie się drużyn (i sędziów) przed publicznością z całego świata. Niektórym się to udaje, innym nie bardzo. Moje natomiast odczucia są takie...

Grupa A:
Brazylia Chorwacja 3:1
Najpierw Marcelo strzela samobója - niby nie powinno się to zdarzyć na takim poziomie, ale przypadki chodzą po piłkarzach. Wydaje mi się, że właśnie wtedy sędzia powziął decyzję, że powinien jakoś Brazylii tą stratę wynagrodzić. Następnie Nejmar wyrównuje i można by pomyśleć, że wtedy sędzia odpuści (bramka elegancka, od słupka), ale nie - na dwadzieścia minut przed końcem w końcu przytrafia się sytuacja, w której sędzia dyktuje mało zasadnego karnego i gospodarze prowadzą. W doliczonym meczu pada bramka pieczętująca wszystko i Brazylia wygrywa. Z bólem, bo gra bardzo przeciętnie.

Meksyk Kamerun 1:0
Meksyk jest o klasę lepszy od przeciwnika. Może to dlatego sędzia długo starał się utrzymać bezbramkowy rezultat licząc na większe emocje. Nie uznać dwóch bramek na meczu tej rangi? Błąd? Jeśli ludzie popełniający takie błędy na tego typu imprezach nadal mają pracę, to z tymi mistrzostwami coś jest nie tak. Szczęśliwie meksyk wygrał mecz, więc jeśli nie dojdzie do remisu punktowego, być może błędy nie będą miały takiego znaczenia.

Grupa B:
Hiszpania Holandia 1:5
Laikowi mecz podobał się, bo padło dużo bramek. Ja kibicuję nie od dziś i poza ilością bramek podobała mi się także ich jakość (najładniejsza jak dotąd bramka mistrzostw, strzelona przez "Latającego Holendra" Van Persiego czy rajdy Robena), jednak sporo całkiem brutalnych fauli też nie pozostało niezauważone. Bramki ładne, choć mecz nieco jednostronny i pełen nieczystej gry.

Chile Australia 3:1
Ładna gra Chile, chociaż nie mieli się jak wykazać z miernie grającą Australią. Jeden honorowy gol strzelony, ale większość meczu zagrana jakby na spowolnionych obrotach. Po klęsce Hiszpanii Chile wystarczy remis z tą reprezentacją (w meczu dzisiejszym nota bene), by mieć realne szanse na awans. A tego chyba nikt się nie spodziewał...

Grupa C:
Kolumbia Grecja 3:0
Nie mam pojęcia, dlaczego powszechna opinia o tym meczu jest taka, że był to mecz wyrównany. Grecy murowali bramkę i zupełnie nie mięli ochoty wygrać, a granie na remis jak wiadomo (choćby znając założenia naszej reprezentacji) nigdy się nie opłaca. Kolumbijczycy może nie grali pięknie, ale byli skuteczni, a przede wszystkim - walczyli o to, by wygrać. Grecy bez pomysłu, Kolumbijczycy popisali się świetnym zgraniem - nawet przy dużej dozie sympatii dla Greków nie można myśleć, że mecz był wyrównany.

WKS - Japonia 2:1
Japonia okazała się być bardzo solidnym zespołem, zaś Wybrzeże Kości Słoniowej (któremu z przyjemnością kibicuję) zagrało słaby mecz, przechodząc do ataku jedynie na kilka minut. Przy okazji widać było ile daje wpuszczenie na boiska doświadczonego gracza zarówno dla morale jak i dla organizacji gry. Przyjemne do oglądania widowisko, choć nie obfitujące w ekscytujące akcje.

Grupa D:
Urugwaj Kostaryka 1:3
A tak liczyłem na Urugwajczyków... Przyznać jednak trzeba, że reprezentacja Kostaryki grała jak natchniona. Prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że będąc w grupie śmierci z trzema mistrzami świata nie ma nic do stracenia i musi pokazać się z jak najlepszej strony. Po tym meczu będę im kibicował (no - może poza meczem z Włochami). Urugwaj pokazał wiele fauli, a do tego głupio złapaną czerwoną kartkę dla Pereiry w ostatniej minucie - wstyd!

Anglia - Włochy 1:2
Włochy pokazały, w jaki sposób wykorzystać wiedzę i doświadczenie Pirlo, który budował każdą akcję swojej drużyny. Piękne widowisko i narastająca frustracja Anglików, którzy mocni są w meczach klubowych, ale reprezentacja pozostawia wiele do życzenia. Po tym jak Anglicy zaprezentowali się w pierwszym meczu jestem skłonny zgodzić się, że zasłużą sobie na opuszczenie mundialu już w fazie grupowej.

Grupa E:
Szwajcaria Ekwador 2:1
Mecz, który oglądało się względnie przyjemnie, ale zupełnie nie zapadł w pamięci. Kawałkami solidna gra (szczególnie pod koniec), ale przez większość czasu standardowe badanie sytuacji. Fakt faktem, ze w dość słabej grupie Szwajcarzy są raczej pewni przejścia.

Francja Honduras 3:0
Pewne i spodziewane zwycięstwo trójkolorowych. Hondurańczycy (jakoś Honduraszczycy nie chciało mi wyjść spod klawiatury) szkodzili samym sobie, niemal potykając się o własne nogi - to nie jest poziom na mistrzostwa świata. Szkoda, że brutalna gra Francuzów nieco psuła widowisko - niepotrzebnie, bo ani wynik ani gra przeciwnika tego nie uzasadniała.

Grupa F:
Argentyna - Bośnia i Hercegowina 2:1
Wydawało by się, ze Argentyna powinna ten mecz wygrać szybko i bezboleśnie, ale okazało się, że Bośnia i Hercegowina nie przestraszyła się legendy i bez stresu rozegrała świetny mecz. Gdyby nie przypadek na początku, gdy stracili bramkę po odbiciu się piłki od nogi Kolasinaca byłby w najlepszym razie remis, a tak - Bośniacy przegrali. Argentyna nie pokazała nic poza jedną akcja przesławnego Messiego, który do gry potrzebuje także reszty drużyny, która tym razem jednak zdawała się o tym zapomnieć. 

Iran Nigeria 0:0
Pierwszy remis na mistrzostwach, w dodatku bezbramkowy, a na domiar złego gra nudna jak flaki z olejem (albo i nudniejsza). Na boisku nie działo się nic, a w pamięć zapadły jedynie słowa komentatora: "jeśli któraś z tych drużyn liczy na wyjście z grupy, ta która wygra będzie mieć większe szanse". Wydawało mi się, że to sprawdza się w każdym meczu i że drużyny starają się wygrać właśnie dlatego, by zwiększyć swoje szanse na wyjście z grupy. Fakt faktem, że jeśli każda z tych drużyn nie potrafiła strzelić bramki najsłabszemu rywalowi w grupie, to chyba liczyć mogą jedynie na cud. 

Grupa G:
Niemcy Portugalia 4:0
Nie wiem dlaczego wszyscy spodziewali się tutaj wyrównanego widowiska - Portugalia to typowy "teatr jednego aktora", a tym razem nie chciało się grać ani Christiano Ronaldo, ani żadnemu z jego kolegów. Gra Portugalii od dawna już polega na tym, by podać do Ronaldo, który przyłoży nóżkę i strzeli bramkę. Sam Ronaldo jest niezłym piłkarzem, pod warunkiem, że jest obstawiony takimi jak on sam specjalistami. Liczenie na to, że sam pokona jedenastkę Niemców było dużym nieporozumieniem. Po raz kolejny Portugalia nie pokazała nic wartego obejrzenia. Jedno czego się nie spodziewałem to to, ze Niemcy wrzucą aż cztery bramki w tym meczu, ale skoro przeciwnik nie uczy się na błędach, a wystarczy zapewnić krycie jednemu zawodnikowi, to dlaczego tego nie wykorzystać?

Ghana USA 1:2
Przyznaję, że kibicowałem Ghanie, ale USA grało z maksymalną efektywnością, zasłużenie wygrywając. Mecz był względnie ciekawy (mając w pamięci poprzedni - Iranu z Nigerią), a drużyny pokazały kawałek niezłej piłki. Amerykanie chcieli wygrać ten mecz jak najmniejszym kosztem, strzelając bramki tylko wtedy, kiedy były potrzebne do objęcia prowadzenia. Mógł się też podobać pierwszy gol, strzelony w 30-tej sekundzie gry. Czy będzie to najszybciej strzelona bramka tych mistrzostw?
Ubawił mnie też jeden z komentatorów, który mniej więcej w połowie meczu stwierdził, że "USA zupełnie zmieniły taktykę po strzeleniu bramki". Pomyślałem sobie, że to nie lada fachowiec, skoro zauważył taktykę Amerykanów w tych kilkunastu sekundach przed strzeleniem bramki. Komentator chyba także zauważył swój błąd, bo dodał "USA bowiem miało taką taktykę, by strzelić bramkę, a tymczasem po strzeleniu bramki jakby przestali atakować". Czekałem na więcej, ale chyba pan komentator się poddał.

Grupa H:
Belgia - Algieria 2:1
W najsłabszej grupie mundialu nie spodziewałem się fajerwerków, ale marazm na boisku zaskoczył nawet mnie. W połowie pierwszej połowy sędzia próbował rozruszać mecz i pozwolił Algierczykom na wykonanie rzutu karnego, co zaowocowało bramką. Później obejrzeliśmy trzy kwadranse nudy, a pod koniec czasu Belgia strzeliła dwa gole i wygrała. 

Rosja Korea Południowa 1:1
Kolejny mecz, który zapowiadał się na bezbramkowy remis. Żadna z drużyn nie potrafiła przejść przez obronę rywala, a strzały z poza pola karnego jedynie dowodziły o bezradności napastników. Dopiero pod koniec drużyny ożywiły się, czego dowodem rezultat meczu.

Na razie więc wypada kibicować walecznej Bośni i Hercegowinie, śledzić mecz Chilijczyków z Hiszpanią (w przypadku remisu Chilijczycy mają wielkie szanse na awans zamiast Hiszpanii), Kostaryki, która w każdym meczu gra o wszystko i znakomitym Niemcom. Bo przecież Piłka Nożna to taka gra, gdzie nie zawsze wygrywa bardziej utytułowany i wszystko może się zdarzyć.


piątek, 9 maja 2014

Diametralne zmiany nazw ulic


Za sprawą ustawy, część ulic w Warszawie ulega zmianie. Czy zmienił się ustrój i należy ponownie usunąć z widoku przeciwników nowego porządku? Nie tym razem - teraz powód jest błahy, a mianowicie... takowego brak. To znaczy oczywiście istnieje, ale jest tak wydumany, że nikt inteligentny nie byłby wstanie uznać go za faktyczny powód zmian. Otóż gdzieś kiedyś te ulice nazywały się inaczej - nie ważne, czy było to poprawne, czy też nie - ważne, że teraz trzeba je zmienić, a wraz z nimi komplety dokumentów, adresy dla kont bankowych itp. 

Przykładowo: 
Ulica Izaaka Newtona teraz nazywać się będzie Isaaca Newtona - i już można ustawiać się w kolejce, by wymienić dowody.
Ulica Marco Polo będzie się nazywać Marca Polo (co to za cholerstwo w ogóle? Pewnie za rok zmienią na Marka Polo, a następnie na Marka Pola, bo dlaczego nie..).
Henryka Brodatego zmieni się na Henryka I Brodatego, a Henryka Pobożnego na Henryka II Pobożnego, czyli kolejne diametralne i niezbędne zmiany.

Zmian jest więcej, a teraz najciekawsze z tego wszystkiego... w budynkach przy ulicach, co do których zmieni się nazwa pojawiło się (przynajmniej na Marco Polo... przepraszam Marca Polo, bo Marco Polo już umarł...) ogłoszenie spółdzielni, w którym stoi jak wół, że zmiana "nie powoduje konieczności wymiany dokumentów", podczas gdy już zaczęły się problemy. Pewna kobieta próbowała zarejestrować samochód, ale dowiedziała się, że nie może, gdyż w jej dowodzie osobistym widnieje nazwa ulicy, która nie istnieje, czyli Marco Polo. Aby więc zarejestrować samochód należy najpierw zmienić dowód osobisty, by widniał w nim istniejący adres. Bo przecież nie Marco Polo, a Marec (chyba tak należy to odmienić) Polo był weneckim kupcem i podróżnikiem, na cześć którego nosi dumne miano ursynowska ulica!

Aby uświadomić sobie skalę problemu, przyjrzyjmy się jednemu tylko budynkowi przy rzeczonej Marca Polo. W budynku jest coś około 60 mieszkań. Średnio jeden lokal zamieszkują 3 osoby, posiadające:
  • 3 dowody osobiste
  • 3 prawa jazdy
  • 2 dowody rejestracyjne
  • kilka kont bankowych
  • ewentualną zarejestrowaną działalność gospodarczą
  • przynajmniej jedną książeczkę wojskową
Wszystkie te dokumenty, pomimo zapewnień spółdzielni wymienić trzeba i nawet jeśli ustawa mówi, że organ ustawodawczy może pokryć koszty wymiany dokumentów (ale nie musi), to czas spędzony na ich wymianie, składaniu wniosków i oczekiwaniu na decyzje zostanie kosztem lokatora feralnych ulic.

Zastanawiam się tylko kto i ile wziął za takie racjonalizatorskie podejście do tematu? To przecież niezbędne zmiany! Jak w ogóle można było wcześniej żyć? I dlaczego jeśli dotychczasowe nazwy nie zgadzały się z jakimiś starymi mapami i spisami, nie uaktualniono map, zamiast zmieniać nazwy faktycznych ulic? Czy jeśli rzeka zmieni bieg, jezioro linię brzegową a bagno wyschnie też będziemy walczyć z naturą, kijem Wisłę zawracać, dolewać wody do jeziora i zabagniać moczary, zamiast nanieść poprawki w dokumentach?

Jestem pewien, że niebawem okaże się, że tylko jedna firma w Polsce (przypadkowo należąca do kolegi, krewnego czy też w inny sposób związanego z pomysłodawcą ustawy) jest w stanie podołać zamówieniu na nowe tabliczki z nazwami ulic, tylko ona ma akredytację i w ogóle nie ma innej. A jeśli jest, to prawdopodobnie mieści się przy jednej ze zmienionych ulic i chwilowo musi zawiesić działalność, bo adres głównej siedziby przestał zgadzać się z danymi w dokumentach...

Niech mnie tylko teraz żaden urząd nie próbuje ścigać za cokolwiek zwyczajnie po imieniu i nazwisku. Od dziś używam obu imion, trzeciego - z bierzmowania, ksywki z liceum, oczywiście pisanej w cudzysłowie i dopiero nazwiska! A jak ktoś się pomyli, to wiadomo - taki tu nie mieszka! 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Świąteczne Obżarstwo

Święta, święta i po świętach. I chociaż w Kościele Rzymskokatolickim są to najważniejsze święta, podstawa istnienia religii, to okiem laika wyglądają one zupełnie inaczej. Przede wszystkim, śladu religii w nich nie widać.

Niedzielny poranek zaczyna się co prawda od święconki, ale składanie życzeń nie przypomina w żadnym razie religijnego rytuału. A gdy już przełkniemy kawałek skropionego wodą święconą jajeczka życząc wszystkim zebranym zdrowia i pieniędzy, przystępujemy do świąt części właściwej, czyli do siadania za suto zastawionym stołem i to przynajmniej na dwa posiłki, bez przerwy pomiędzy nimi.

Już po pierwszej godzinie ciężko wstać od stołu. Każdy z biesiadników zastanawia się, jaką pozycję zająć, żeby zmieścić jeszcze kawałeczek pasztetu z chrzanem, albo dodatkowy plasterek białej kiełbasy. Dalej jest tylko gorzej - przecież coś przy stole robić trzeba, więc choćby z nudów pożera się kolejne porcje, kiedy tylko pojawia się choćby cień szansy, że zmieszczą się w żołądku. 

Obżarstwo świąteczne to tradycja, ale nie jedyna. W Polsce święta są dodatkowo okazją do spotkania rodzinnego, często w gronie, które spotyka się raz, góra dwa razy do roku. No to i uczcić trzeba. A jak w Polsce czci się takie spotkania? Oczywiście wódeczką (bo jak tu się ze szwagrem nie napić?)! Wieczorem więc, kto nie kierowca, z trudem wytacza się zza stołu, a następnie z mieszkania i jedzie (jest wieziony) do domu, żeby w zaciszu dogorywać przez cały następny dzień.

Ale gdzie tam! Jaki następny dzień, jak to przecież nadal święto, a skoro tak, to okazja do spotkania z dalszą rodziną, przyjaciółmi? Cała kołomyja zaczyna się od początku - znowu żarcie, znowu picie. Tym razem jednak nie ma łatwo - kolejny dzień spędzimy w pracy, więc nie warto wypić za dużo (jakby kiedykolwiek było warto). 

I wtedy święta się kończą. Niestety obżarstwo trwa dalej - ze świąt zostało nam tyle jedzenia, że jeszcze z tydzień będziemy się obżerać na świąteczny rachunek. Szkoda, że święta zapamiętamy głównie z powodu obżarstwa i pijaństwa, bo chociaż "nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu" z kościołem się kojarzy, to chyba nie o to w tym wszystkim chodzi? A jak ktoś nie "kościelny", to właściwie o co? Czym te święta są? I czym różni się ich postrzeganie? Czy czymś w ogóle?

piątek, 7 marca 2014

Zalatani...

W końcu ktoś odważył się zauważyć, że płacąc na NFZ (a każdy płaci przymusowe ubezpieczenie), czekamy na wizytę do lekarza, bo "właśnie skończyły się badania na ten rok". Ale w kraju nie każdy i nie na wszystko czeka...


Prawdziwe i sprawiedliwe...

piątek, 21 lutego 2014

Reklama na Youtube

Reklama to podobno milionowa branża. Wielkie pieniądze, wielkie inwestycje i wielkie zyski. Nie dziwi więc, że branża zatrudnia wysoko opłacanych specjalistów. Wysoko opłacanych, więc wydawałoby się, że sprytnych, cwanych i przebiegłych. Czy rzeczywiście? 

Do czego zmierzam? A do tego, że od kiedy Youtube stał się źródłem wszelkiej wiedzy i rozrywki, rzucili się na niego reklamodawcy i obecnie co kilka oglądanych filmów, zmuszeni jesteśmy do obejrzenia reklamy. Nie ma w tym nic złego, jako że cały portal jest darmowy, a przy takiej użyteczności aż prosi się, by wykorzystać go komercyjnie. Jestem przyzwyczajony do tego, że w "darmówkach" zawsze jest jakieś "ale" - tak samo jest z Youtube. Nie ma sprawy.

Jakim jednak cudem spece od reklamy, tego wielomilionowego biznesu, nie połapali się jeszcze, że filmiki reklamowe na Youtube można wyłączyć po pierwszych pięciu sekundach spotu? Robi tak większość użytkowników. Dlaczego więc w znakomitej większości tych reklam, w ciągu tych pierwszych pięciu sekund filmu nie pojawia się reklamowany produkt ani nawet logo? Skoro nawet ja się połapałem, że oglądam piąty raz faceta w kajaku, znam na pamięć te pięć sekund jego walki z żywiołem, ale nadal nie wiem co reklamuje, to chyba wybitni, świetnie opłacani spece powinni zauważyć to dawno? I zareagować!

Omówiłem to z przyjacielem, który zajmuje się reklamą. Odpowiedział mi, że też dziwił się, że tak się dzieje. Sam robił jedną reklamę, przygotowywaną specjalnie pod portal Youtube - spot trwał dokładnie pięć sekund i kończył się w momencie, gdy można go było wyłączyć, a przy tym na ekranie przez cały czas widoczna byłą marka produktu. Można?

A prawdziwym zwycięzcą dzisiejszych dawek reklam jest zasłyszane (cytat wprost z reklamy) "Gosia - pakujesz łatwo i wygodnie". Mało fortunna reklama ukazująca dzieciaka zawijającego kanapkę w folię spożywczą. I to właśnie jest ta słynna dźwignia handlu.

piątek, 14 lutego 2014

Odsiedział swoje i co z nim zrobić?

Sprawa niesławnego Mariusza T., który właśnie skończył odsiadywać karę 25 lat pozbawienia wolności, którą zastąpiono czterokrotną karę śmierci, pokazuje dokładnie to, że prawa tworzone przez rząd mają za zadanie jedynie zapewnić mu doczekanie końca kadencji. Co będzie później - niech się martwią następcy.

Jeśli pojawia się przestępca, co do którego nie ma wątpliwości, że powrócić na łono społeczeństwa móc nie będzie, to należałoby mu ten powrót uniemożliwić, zamiast odsuwać podjęcie decyzji na później, nawet na dwadzieścia pięć lat później. Kara śmierci jest może niehumanitarna, ale pojawiają się przypadki, w których stanowi jedyne wyjście. Problem zbyt łagodnego wyroku nie pojawia się w momencie pojmania przestępcy, ale dopiero w momencie, gdy ten ma wyjść na wolność.

Jak wygląda obecna sytuacja? Mężczyzna, który popełniał zbrodnie cyklicznie, a zatem prawdopodobnie popełnianie ich sprawiało mu przyjemność (bo nie robił tego dla zysku), spędza pół życia w więzieniu. W tym czasie świat się zmienia, zatem więzienie jest dla niego bezpieczną przystanią, jedynym światem jaki zna. 25 lat na odwyku od tego, co wcześniej sprawiało mu radość, a za co, gdyby ponownie zaczął popełniać te same czyny, grozi mu jedynie powrót do znanego i bezpiecznego środowiska - jedynego jakie zna... 

O tym, w jaki sposób powinna wyglądać przewidziana prawem kara, już się kiedyś wypowiadałem. Teraz dodam tylko, że jeśli naszym głównym celem jest odizolowanie faceta, którego się boimy i wiemy, że nie powinien na wolność wyjść, należałoby się upewnić, że założenie zostanie spełnione i nie wyjdzie. W takim wypadku nie ma miejsca na półśrodki i odkładanie problemu.