czwartek, 28 kwietnia 2016

Wychowanie i Edukacja

Kiedy byłem jeszcze małym brzdącem, zapytałem mamy, będąc z nią w teatrze, co to jest "foyer" (fuaje), gdyż było to nowe dla mnie słowo. Dowiedziałem się, że to takie pomieszczenie koło widowni, przeznaczone do spotkań towarzyskich przed spektaklem, po i w antrakcie, gdzie można porozmawiać ze znajomym, zjeść coś czy wypić, gdyż na widowni nie można tego robić. Zapamiętałem sobie tę naukę, gdyż nie była zbyt trudna czy skomplikowana. Miałem wtedy koło 10 lat (może mniej, na pewno nie więcej).

Jakie było moje zdumienie, gdy będąc w teatrze nie tak dawno, zobaczyłem grupę (chyba) gimnazjalistów, którzy na widowni ganiali między krzesełkami, krzyczeli do siebie, jedli chipsy i pili napoje gazowane (te dwie ostatnie czynności uskuteczniali niezależnie od tego, czy akurat było przedstawienie, czy też byłą przerwa). Panie opiekunki zupełnie nieprzejęte siedziały z boczku, żeby nikt ich z brygadą brykających młodzieńców nie łączył. Zupełnie, jakby edukacyjna rola "wyjścia do teatru" ograniczała się do przyswojenia treści sztuki oraz poprawnego wymienienia postaci w niej występujących. A gdzie lekcja zachowania się w teatrze? W ogóle w miejscu publicznym? Cokolwiek?

Ale z drugiej strony, czemu się dziwić? Żyjemy w czasach, gdy rodzice uciekają od wychowywania dzieci, twierdząc, że mają "ważniejsze sprawy". Tak, jakby istniały jakiekolwiek ważniejsze sprawy. Rodzice twierdzą, że dzieci są w szkole, więc to sprawa szkoły. Szkoła ma gdzieś użeranie się ze smarkaczami, których rodzice mają gdzieś ich wychowywanie i nie przyłożyli do niego ręki. Koło się zamyka.

Wynikiem tego są nieumiejący się zachować, nie znający kultury młodzi ludzie, którzy kombinują tylko, jak coś ukraść w pracy (bo przecież rodzice jasno pokazali, co jest w życiu najważniejsze), wykłócić się o cokolwiek (bo rodzice tak widzą obecnie "walkę o dobro dziecka" - mi się należy, bo jestem z dzieckiem), przechytrzyć innych sobie podobnych i generalnie być największym cwaniakiem. To właśnie taki jest obecnie trzon społeczeństwa i mało kto zrozumie już apel o to, by coś sobą reprezentować, by robić cokolwiek dla społeczności w jakiej się żyje, nawet jeśli za to nie płacą, by znać się choć trochę na literaturze, sztuce... albo choć trochę na wykonywanej pracy, bo w pogoni za pieniądzem nawet ta sfera kuleje. Dość powiedzieć, że "specjaliści" w dziedzinie o której posiadam szczątkową wiedzę, często wiedzą mniej na dany temat niż ja. A to bardzo niedobrze. Udając się do fachowca mam nadzieję na fachową obsługę, a spotykam się z nieukiem, który posiada niezbędne uprawnienia (bo dostał je po znajomości), ale osobiście wykonałbym powierzone mu zadanie lepiej i szybciej. Na domiar złego mało kto ma w sobie tyle wstydu, by przyznać się do błędu i nie popełniać go ponownie, by douczyć się, gdy zauważy jakieś braki w swojej wiedzy podczas wykonywania powierzonego zadania czy w końcu do pilnowania samego siebie - od tego według nich są inni. I wszyscy oczywiście się mylą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz