Sprawa niesławnego Mariusza T., który właśnie skończył odsiadywać karę 25 lat pozbawienia wolności, którą zastąpiono czterokrotną karę śmierci, pokazuje dokładnie to, że prawa tworzone przez rząd mają za zadanie jedynie zapewnić mu doczekanie końca kadencji. Co będzie później - niech się martwią następcy.
Jeśli pojawia się przestępca, co do którego nie ma wątpliwości, że powrócić na łono społeczeństwa móc nie będzie, to należałoby mu ten powrót uniemożliwić, zamiast odsuwać podjęcie decyzji na później, nawet na dwadzieścia pięć lat później. Kara śmierci jest może niehumanitarna, ale pojawiają się przypadki, w których stanowi jedyne wyjście. Problem zbyt łagodnego wyroku nie pojawia się w momencie pojmania przestępcy, ale dopiero w momencie, gdy ten ma wyjść na wolność.
Jak wygląda obecna sytuacja? Mężczyzna, który popełniał zbrodnie cyklicznie, a zatem prawdopodobnie popełnianie ich sprawiało mu przyjemność (bo nie robił tego dla zysku), spędza pół życia w więzieniu. W tym czasie świat się zmienia, zatem więzienie jest dla niego bezpieczną przystanią, jedynym światem jaki zna. 25 lat na odwyku od tego, co wcześniej sprawiało mu radość, a za co, gdyby ponownie zaczął popełniać te same czyny, grozi mu jedynie powrót do znanego i bezpiecznego środowiska - jedynego jakie zna...
O tym, w jaki sposób powinna wyglądać przewidziana prawem kara, już się kiedyś wypowiadałem. Teraz dodam tylko, że jeśli naszym głównym celem jest odizolowanie faceta, którego się boimy i wiemy, że nie powinien na wolność wyjść, należałoby się upewnić, że założenie zostanie spełnione i nie wyjdzie. W takim wypadku nie ma miejsca na półśrodki i odkładanie problemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz