czwartek, 27 września 2012

Jestem w Szoku

Proszę mi wybaczyć małą aktywność, ale od powrotu z urlopu jestem szokowany taką ilością nie tyle nowych co cudacznych i wymykających się rozumowi informacji, że nie wiem o czym napisać. Postanowiłem więc streścić kilka z nich w iście telegraficznym skrócie.

1. Państwo Polskie będzie zwracać pieniądze wpłacone na Amber Gold. Państwo Polskie samo w sobie pieniędzy nie posiada, co oznacza, że my - podatnicy - spłacimy długi Pana Plichty, oddamy pieniądze tym "biednym ludziom" (którzy mieli po kilkaset tysięcy wolnej gotówki i bez zastanowienia wpłacili na konto jakiejś organizacji bez sprawdzenia takowej) a rząd Polski zostanie chyba beatyfikowany dzięki temu jak dobrze dba o swoich obywateli.

2. Regularnie odmawia się refundacji badań i leków z NFZ, bo pieniędzy, które płacimy na ubezpieczenie zdrowotne jest za mało, by refinansować drogie kuracje. NFZ płaci więc tylko za kuracje tanie, na które go stać, a na drogie musi być najwidoczniej stać samych pacjentów i to już po tym jak zapłacą niebotyczne składki na ubezpieczenie zdrowotne, żeby było z czego leczyć katar.

3. Partie jako program wyborczy ogłaszają zwiększenie podatków. Nadal nikt nie mówi na co te wpływy będą przeznaczone. Nadal nikt nie mówi o tym, żeby cofnąć ulgi i niech każdy płaci tyle samo. Nadal nie mam pojęcia jaki procent opłat, które ponosimy przeznaczony jest na co. Mam coraz większe wrażenie, że te pieniądze rozpływają się tak, że już nikt nad tym nie panuje. A im więcej pośredników, tym wyższa marża. W tym przypadku pieniądze przechodzą przez tyle urzędów, że zostaje z nich zaledwie ułamek. Ale przecież z czegoś trzeba utrzymać urzędnika. Ktoś musi decydować jakich kuracji odmówić. Choć pewnie gdyby nie było tych decydentów, to z zaoszczędzonych pieniędzy dałoby się sfinansować pozostałe kuracje (to z punktu 2)

4. Państwo się prywatyzuje. I słusznie. Sprzedaje zakłady, które ktoś chce kupić. A wiadomo, że kupiec kupi to, co może przynosić zyski. W takim razie, sprzedajemy to co przynosi zyski i zostajemy z tym co przynosi straty. Jeśli już nie mamy zakładów, które finansować będą te przynoszące straty, to powinniśmy rozwiązać to, co się nie sprzedało (skoro nikt nie chciał tego kupić, to znaczy, że nie jest rentowne - nie potrzebujemy tego). Jednak trzymamy nierentowne zakłady a nie mając już zakładów rentownych musimy dokładać do interesu. I dokładamy.

Cały ten cyrk na kółkach coraz bardziej śmierdzi. Mam coraz większe podejrzenia, że potrzebna jest rewolucja - odsunięcie od władzy wszystkich którzy z władzą mieli dotychczas cokolwiek wspólnego i zatrudnienie nowych, innych ludzi, którzy nie znają mechanizmu "jak wyprowadzić działkę dla siebie". Kogoś, kto zarządzi państwem jak firmą i sprawi, że przestanie przynosić straty. Zwolni niepotrzebnych pracowników. Uwolni rynek do tego stopnia by dało się prowadzić własny biznes zamiast martwić o fikcyjne opłaty. A przede wszystkim sprawi, że obsługa klienta (choćby obywatela w urzędzie) była uprzejma i rzeczowa. Bo w tej chwili urzędy z oczywistych powodów maja monopol na swoje usługi i żeby cokolwiek załatwić trzeba znać się na sprawie lepiej niż urzędnicy, a o jakiejkolwiek informacji możemy zapomnieć. I osoba, która to sprawi może zażądać dowolnych pieniędzy za swoją pracę. Niestety nie widzę nikogo, kto by się na to miejsce nadawał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz