Kilka dni temu wróciłem z Majorki. Piękna wyspa, wspaniałe, piaszczyste plaże, ładne słońce i wietrzyk, więc nie czuć skwaru - wymarzone miejsce na odpoczynek. A przynajmniej byłoby takie, gdyby nie podejście miejscowych. Otóż wszyscy na Majorce robią pieniądze i starają się sprzedać cokolwiek za jak największą cenę. Nie - nie nagabują na ulicach jak w Egipcie - w końcu to w większości Hiszpanie, którzy wolą siedzieć pod klimatyzacją i czekać na klientów. Ale sztuczność tego miejsca czuć na każdym kroku i jeśli ktoś chciałby od wakacji czegoś więcej niż tylko pogody i krajobrazów, niech wybierze inny kierunek.
Przede wszystkim samo zakwaterowanie. Byłem w hotelu Beverly Playa, który na zdjęciach biura podróży Grecos wygląda o wiele korzystniej niż jest w rzeczywistości. Na zdjęciach pokoje wyglądają ładnie, ale na miejscu okazuje się, że są to obskurne pokoiki rodem raczej z czasów PRL-u niż kojarzące się z Europejskim Kurortem. Sam hotel, mimo że informacja głosi o "częściowym odnowieniu obiektu" także nie wygląda jak chciałoby się spodziewać. Łuszcząca się farba i odpadające tynki to norma - zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. W pokojach wszystkie meble są wyszczerbione i spod okleiny wygląda na turystę goła płyta wiórowa. Szafa z pękniętym lustrem, w oknie cerata (żeby ocienić pokój) przysłonięta jest zasłonką, a posadzki pokryte są odpowiednio - w pokojach starą, poplamioną już dziesięć lat temu wykładziną a w łazience linoleum. Klimatyzacja centralna przez dwa pierwsze dni grzała zamiast chłodzić, a w pokojach nie ma lodówek ani minibaru. Obok bogatego, odnowionego hallu głównego z wyłożoną kamieniem recepcją czają się wypłowiałe, zleżałe kanapy dla gości. Cztery windy (z których trzy działały, a i tak z naklejek wynikało, że przekroczono termin przeglądu) obsługują dziesięć pięter i grubo ponad 400 pokoi, co sprawia, że przed windami tłoczą się turyści, tworzą się kolejki i wjechanie, na przykład na 6 piętro, zajmuje dużo więcej czasu niż powinno, a zjeżdżając na dół zatrzymujemy się na każdym piętrze, chociaż winda jest pełna. Z opisywanych na stronie grecos.pl atrakcji wyłączyć należy jeszcze: późne śniadanie (nie istnieje, ale można jeść resztki ze śniadania czy obiadu, przenoszone do baru pomiędzy posiłkami), jacuzzi (nie działa) oraz bar (istnieje bar nad basenem, ale w ofercie mowa jest o jeszcze jednym barze, który przez cały wyjazd jednak był zamknięty).
Rozbieżności zwróciliśmy oczywiście rezydentce, ale ta odpowiedziała, że "taki jest standard". Na to, że standard nie zgadza się z ofertą na stronie biura podróży (przypominam - grecos.pl) mogła tylko wzruszyć ramionami - komentarza brak.
Zastanawiając się później uznałem, że sam hotel turystów może robić w konia, bo przecież przyjadą następni. To nie jest miejsce, które walczy o stałego gościa, ale raczej stara się wyrobić normę i zwiększać przerób. Nie ma kiedy zrobić remontów, bo turyści sami wciskają im kasę, żeby przyjechać i zamieszkać. Biuro podróży natomiast może bardzo ucierpieć na takim traktowaniu swoich klientów, bo przynajmniej ja (a z tego co wiem także część grupy) będę próbował ominąć je z daleka tak długo, jak długo będzie to możliwe. Nie lubię, gdy ktoś bierze ode mnie niemałe pieniądze i wciska mi kit, a później nie umie się ustosunkować do zgłoszonych niezgodności z ofertą i umową.
Nad umieszczeniem tego biura podróży na stronie Nieuczciwe Firmy jeszcze się zastanawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz