Cóż - żyjemy w kraju, w którym za krytykę rządu (jak najbardziej zasłużoną) można dostać wyrok, a premier wygłasza publicznie, że "Nie można kogoś zwolnić tylko dlatego, że się nie nadaje" (o minister sportu) (a przynajmniej mógłby tak powiedzieć sądząc po tym co sam robi). A wszystko to w czasach, kiedy strach o pracę wymusza w Polakach zachowania autodestrukcyjne - nie można powiedzieć szefowi, że robi coś źle, trzeba przepracowywać bezpłatne nadgodziny, żeby rywalizować ze współpracownikami i godzić się na niższe pensje, by prezes mógł zarabiać więcej. A zwolnienia nadal są i to bynajmniej nie z powodu, ze ktoś się nie nadaje - raczej dlatego, ze ktoś podpadł jakąś bzdurą i nie daje mu się nawet szansy na wytłumaczenie.
W rządzie jednak panuje przekonanie, że nie nadawanie się nie jest powodem wystarczającym do zwolnienia. Dlaczego? Ano dlatego, że pracodawca nie ma nic do powiedzenia. Kto jest pracodawca rządu? Ano my - podatnicy. To my co miesiąc wypłacamy tym ludziom pensje, płacimy za ich zachcianki, fundujemy im samochody i wycieczki, na które nas samych nie stać. Mechanizm wygląda tak, że decydujemy komu będziemy płacić, ale nie decydujemy ani ile ani za co!
Spróbujmy odnieść poczynania premiera do zwykłego stosunku pracodawca - pracownik. Zwykle jest tak, że pracownik podpisuje umowę, w której zobowiązuje się do wykonania określonych czynności czy produktów (osiągnięcia efektu) w zamian za pewną kwotę pieniędzy. Jeśli się nie wywiązuje, pracodawca zwalnia go, nie płaci mu a jeśli przyniósł firmie szkodę, skarży go w sądzie. Premier w publicznym przemówieniu (expose) obiecał co osiągnie, do czego doprowadzi, czyli zawarł ze społeczeństwem kontrakt publiczny. Następnie przez kilka lat skutecznie olewał swoje obietnice i w końcu okazało się, że nie zrealizował nic. Obecnie składa nowe obietnice, co zamyka poprzedni okres, czyli na realizowanie poprzednich nie ma juz szans. Właśnie utrzymywaliśmy przez kilka lat pracownika (a co za tym idzie i resztę rządu), który nie wywiązał się ze swojej umowy. Dlaczego nie dość, że nie chcemy od niego zwrotu pieniędzy, które mu daliśmy i nie podajemy do sądu, to na dodatek przedłużamy z nim umowę? Ktoś to rozumie?
Artykuł zainspirowany został wypowiedzią Pana Wojciecha Cejrowskiego - jednego z ludzi, którzy wypowiadając się publicznie nie maskują prawdy ze strachu, którzy maja własne poglądy (a nie poglądy pań i panów z telewizji) i nie wstydzą się publicznie podpisywać pod tym, co mówią. Bo patriotyzm nie polega na tym, żeby chwalić wszystko co Polskie, ale żeby krytykować to, co Polsce szkodzi. Wywiad można obejrzeć poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz