Nie tak dawno obejrzałem "Film o pszczołach". Urocza kreskówka o pozytywnym wydźwięku, z edukacyjną funkcją poznawczą, dzięki której najmłodsi dowiadują się, jak ważnym ogniwem ekosystemu są pszczoły. Cały wydźwięk dzieła jest słuszny - pszczoły nie tylko robią miód, ale także zapylają rośliny, dzięki czemu są niezbędnym ogniwem ich rozwoju. Pod tym względem piątka z plusem - dziecko zacznie szanować pszczoły, być może polubi miód (który przecież jest zdrowy), będzie też miało inne spojrzenie na siły drzemiące w naturze. Czemu więc czepiam się tego filmu?
Powód jest prosty - poza globalnym obrazem, kreskówka serwuje także kilka obrazków nie tak ważnych, a jednak przez widza przyswajanych - zabieg odymiania na przykład pokazywany jest jako trucie pszczół, coś co pszczołom szkodzi. A przecież służy on zupełnie czemu innemu - on pszczoły uspokaja (i to pośrednio, ale nie moją funkcją jest tłumaczenie tego mechanizmu). Życie w ulu - zarówno naturalnym jak i w przemysłowej pasiece też znacznie odbiega od wersji ukazanej w filmie. Tak samo jak i pszczela rodzina, romansowanie pszczół i jeszcze kilka innych filmowych wątków. W filmie dla dzieci ukazanie takiego misz-masz nie jest zbyt korzystne. Przyznaję, że filmik ładny i przyjemny. Że realizuje jakąś tam rolę edukacyjną, ale przy okazji przekazuje zakłamania - w mojej opinii to większe zło niż filmy rysunkowe pokazujące coś, co nie istnieje. Dziecko przynajmniej dorastając zdaje sobie sprawę z tego co prawdziwe a co nie. W tym przypadku jednak dorastając z głową nafaszerowaną nieścisłościami mającymi znamiona prawdy zmniejszamy szansę na tej prawdy (rzeczywistej) poszukiwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz