Nie tak dawno temu spotkałem się na przystanku autobusowym z taką sytuacją: siedzący, nieco wczorajszy mężczyzna, dopalający resztkę peta, który z pewnością parzył już palce wdał się w dyskusję, jakże prostym językiem prowadzoną, z przedstawicielkami wspierających pewnego toruńskiego księdza (jak mniemam po pozostałej, tu nie przedstawionej części rozmowy). O czym rozmawiali? O czymś bardzo bliskim mojemu sercu. Pan narzekał na rząd (bo i trudno mu się dziwić), a jedna z pań skwitowała:
- A na kogo Pan głosował?
- Ja? A na nikogo!
- No to nie może Pan narzekać na obecny rząd. A my możemy.
- Ale ja nie narzekam na obecny rząd, ale na rząd w ogóle. A nie głosowałem, bo żaden rząd w tej chwili nic nie zmieni.
I trudno się z tym panem nie zgodzić. Po pierwsze dlatego, że żadna opcja polityczna nie posiada planu, co zrobić, żeby było lepiej. Po drugie dlatego, że żadna partia nie została jeszcze nigdy rozliczona z niedotrzymania obietnic wyborczych (a mało która ich dotrzymała). Po trzecie dlatego, że każdy plan tylko bardziej wszystko komplikuje (na przykład prawo - wprowadza się tylko nowe przepisy i dodaje wyjątki do starych. Prawo już dawno zbytnio się rozbudowało i należałoby je wyczyścić do zera i zacząć od nowa. Warunkiem działającego prawa jest to, żeby wszyscy wiedzieli jak go przestrzegać). Po czwarte w końcu - bo żadna partia nie zaproponowała co zrobić, by przeciętnemu obywatelowi było lepiej. Nikt nie mówi o obniżeniu podatków i ograniczeniu wydatków! Jeśli budżet się nie zamyka, czyli wydajemy więcej niż wkładamy do budżetu, to wyjścia mamy dwa - zwiększyć wpływy albo zmniejszyć wydatki. To podstawa ekonomii! Dotąd tylko zwiększamy wpływy, zwiększając podatki (Wpływy zwiększają się czasowo, a następnie maleją, gdy kolejna grupa odmawia płacenia zbyt wysokich podatków, na przykład wyprowadzając firmę za granicę - każdy ma jakiś limit tego, co ze swojej pracy jest w stanie oddać). A wystarczyłoby zaproponować sposób na obniżenie wydatków, czego jednak nikt nie proponuje. Wręcz przeciwnie - obecnie wchodząca w życie ustawa anuluje dług przedsiębiorców wpłacających do ZUS. Dlaczego? Tego nie wie nikt. Kto na tym ucierpi? Co, którzy ZUS płacą regularnie - to ich pieniądze pokryją te straty. Czyli jak w "Balladzie o dwóch koniach" Młynarskiego:
Kto się stawia ten ma z tego
Mimo wszystko jakiś zysk,
A kto słucha i ulega
Ten najpierwszy bierze w pysk!
Prawda jest taka, że z danej kombinacji elementów da się ułożyć tylko ograniczoną liczbę układów. Dotarliśmy do momentu, kiedy w rządzie przewijają się te same osoby, na różnych co prawda stanowiskach, ale ilość układów jest ograniczona i już się kończy. Należałoby wymienić elementy, by budować coś nowego, zamiast przestawiać je miejscami do upadłego. Skoro tak dobrze pasują tutaj cytaty z mistrza Młynarskiego, przytoczę kolejny ("Układanka"):
Ja bym chciał do ciemnej nocki
Tak układać z Wami razem,
Ale dajcie nowe klocki,
Albo zmieńcie ten obrazek.
Do czasu zmiany elementów glosowanie sprowadza się do ich przestawiania. A iść głosować tylko po to, żeby móc narzekać? Czy naprawdę po to wywalczyliśmy sobie wolność i prawo do wybierania władz? Bo dla mnie to trochę mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz