W Polsce wprowadza się coraz to nowe i coraz to głupsze prawa. Czy to ze względu na stopień ich skomplikowania czy też poczynionych na wstępie założeń, mogą to być prawa szkodliwe. O Ustawie Abolicyjnej pisałem - umorzenie około 870 milionów złotych zaległości w ZUS budzi zdziwienie, skoro wiemy o konieczności podniesienia podatków i ustanowienia nowych opłat, by wspomóc budżet. Tłumaczenie, że zalegający z opłatami ZUS obecnie nie płacą, gdyż ich zaległości są nie do odrobienia i darowując im dług zachęci się ich do płacenia to bzdura! Jeśli komuś darujemy dług, to w żadnym stopniu nie zmotywujemy go do nie zaciągania kolejnego długu (który przecież także będzie miał szansę zostać umorzony).
Ale tym razem to nie ta ustawa zastanawia, a trywialne fotoradary. Oczywiście kierowców denerwują od dawna, ale dotychczas miały rację bytu. Obecnie sytuacja się zmieniła. Dotychczas fotoradar pełnił funkcje postrachu dla kierowców, by nie przekraczali prędkości, którą określono jako bezpieczną. Dzięki temu kierowcy respektowali przepisy i było bezpieczniej. Obecnie minister finansów wpisał, że w tym roku wpływy z fotoradarów (a dokładniej z mandatów karnych w związku z zarejestrowanymi przez fotoradary wykroczeniami) wyniosą kilkanaście razy więcej. Skoro tak, to jawnie przyznaje, że fotoradary będą teraz miały za zadanie zarabianie na mandatach, nie zaś poprawienie bezpieczeństwa na drogach. Do fotoradarów, jak wielu kierowców mogło się już przekonać, dołączono zestaw nowych ograniczeń prędkości w miejscach, w których dotąd limity były wyższe. Kierowcy się nabierają, jadąc znaną sobie trasą, opatrzona nowym ograniczeniem i płacą. W tym, że prędkość przekraczają nie ma nic chwalebnego, a do tego prawo mówi, ze w takim przypadku płacą mandat. Jedyny zgrzyt stanowi to, że samochody stają się bezpieczniejsze, drogi lepsze a maksymalna dozwolona prędkość coraz niższa. Jeśli na trasie warunki się nie zmieniły, to zmniejszenie dopuszczalnej prędkości nie jest podyktowane względami bezpieczeństwa (przecież do niedawna ta bezpieczna prędkość była wyższa), ale właśnie wpisem do budżetu - wpływy z fotoradarów mają być wyższe. Państwo więc staje się wredne i oszukuje swojego obywatela, na dodatek marnując jego czas (czas podróży). Ale to jeszcze nie wszystko - kierowca, który na każdym kroku widzi absurdalne ograniczenia prędkości nie wierzy (chyba słusznie), że wszystkie drogi są złe. Przestaje więc ufać jakimkolwiek ograniczeniom i zaczyna ignorować także te, które mają zasadność. Zbyt duża prędkość w takim miejscu i tragedia gotowa. W ten oto sposób chęć zysku i zwiększenie ilości fotoradarów, a co za tym idzie ograniczeń prędkości (już nie umieszcza się fotoradaru w miejscach, w których na siebie nie zarobi), co skutkuje wśród kierowców brakiem zaufania do jakichkolwiek znaków i przepisów. Jedyne na co kierowca zwróci uwagę, to fotoradar. Zatem zyski zamiast bezpieczeństwa na drogach - do tego teraz służyć będą przepisy drogowe. Czy budżet należy reperować karami? Za jaką cenę?
Ciekawy tekst,podoba mi się Twój Blog. Ustawianie fotoradarów tam gdzie nie powinny być o czym pisał Newsweek, jest bezsensu Dziekuje za komentarz
OdpowiedzUsuń