No i po raz kolejny napotykam artykuł w gazecie, mówiący o kosztach przelotów Premiera. Bardzo jednobrzmiący artykuł, a przecież każdy kij ma dwa końce (a raczej każdy medal dwie strony). Ale skoro największym zmartwieniem Polaków w tej chwili są koszta przelotów Premiera, to wypadałoby się tylko cieszyć.
Kilka "niesamowitych" wiadomości, o których mowa w artykule:
Premier zarabia ponad 220 000 PLN rocznie - może na polskie warunki to dużo, ale ogólnie, to szału raczej nie ma. Premier powinien dużo zarabiać, żeby nie opłacało mu się brać łapówek. Te 220 tysięcy rocznie to jednak chyba za mało...
Przed mieszkaniem Premiera w Sopocie stoją 2 samochody z BORowikami. A co w tym dziwnego? Płatnikami Premiera jest kilkadziesiąt milionów Polaków, którzy na domiar złego nie mają władzy, by zdjąć go ze stanowiska. Jak ktoś źle pracuje, to chyba jasne jest, że boi się zwolnienia? A w tym przypadku widać boi się czego innego...
Przelot w jedną stronę to 20 000 - 30 000 PLN (swoją drogą rozbieżność 50% przy podawaniu takich danych to duże uproszczenie). A jak niby ma podróżować Premier Europejskiej Stolicy? Przecież nie będzie jechał samochodem, skoro nawet autostrad nie mamy. Rejsowym samolotem też nie poleci, bo wstyd i trochę strach (inna sprawa, że nie wiadomo, czy dla Premiera, czy dla współpasażerów). Co prawda wiedząc jakie są nastroje, wiedząc jak się przysłużył tym nastrojom, mógłby trochę odpuścić i podróżować co drugi weekend, albo przesiąść się do jakiegoś malutkiego samolotu, który kosztowałby mniej. Trudno bowiem uwierzyć w plany ratowania budżetu (tu wyjaśniam, że przeloty Premiera przy dziurze budżetowej to kropla w morzu potrzeb), skoro Premier na przeloty wydaje wielokrotność swoich dochodów.
Mnie zawsze uczyli, że płaca jest proporcjonalna do pracy. Nie jest to prawdą, ale mimo wszystko - lepiej opłacany pracownik powinien starać się na tą płacę zasłużyć. Obecnie mamy sytuację, że najciężej pracujący zarabiają najmniej, dotyczą ich wszelkie cięcia budżetowe, obniżki płac, zwolnienia i wydłużony czas pracy. Na drugim końcu są ci, którzy zarabiają najwięcej, korzystają z funduszu reprezentacyjnego, mają samochody służbowe, kierowców i licznych asystentów, krótki czas pracy i przyjemne zadania oraz nie boją się zwolnienia. I Pan Premier doskonale się w ten schemat wpisuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz