Po raz kolejny w temacie służby zdrowia - tym razem z "własnego podwórka". Krótki opis prawdziwej sytuacji.
Osoba mi znana (i bliska) dostała się do lekarza (juz po niewiarygodnych 7 tygodniach oczekiwania na wizytę) i po badaniu okazało się, że niezbędna jest konsultacja kardiologa. Dostała więc skierowanie do kardiologa ważne miesiąc. Przez prawie cały miesiąc nie udało jej się umówić wizyty, aż tutaj w końcu sukces - wizyta umówiona na... kwiecień. Teraz mamy początek listopada. Czekać więc trzeba około pół roku. Brawo dla bezpłatnej służby zdrowia! W razie, gdyby ktoś nie wiedział - na serce się umiera. Ale Państwo prawdopodobnie liczy na to, że jeśli ktoś ma umrzeć przez te pół roku oczekiwania na wizytę, to albo w tym czasie pójdzie prywatnie, zamiast marnować pieniądze podatników, albo z godnością umrze, także nie narażając skarbu państwa na straty. Bo przecież to, że płacimy na ubezpieczenie jest normalne i obowiązkowe, ale korzystanie z tych środków jest już uważane za marnowanie funduszy...
Polecam także lekturę:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz